czwartek, 19 maja 2016

Moje cesarskie cięcie.

Siedzieliśmy sobie na kanapie, w pokoju chłopaków.
Ja i mój Frycuś.
Zaparzyłam sobie kawy.
Kanapa stoi przy oknie. Przed oknem plac zabaw.
Frycek uwielbia stać w tym oknie.
A ja uwielbiam takie nasze leniwe popołudnia.
Siedziałam tak sobie z filiżanką kawy w garści i babską gazetą na kolanie.
Paznokcie ładne mam. Żółte tym razem sobie zrobiłam...
No i fajnie.
Frycuś wspinał się na parapet. I schodził. I wspinał. I marszczył nos śmiesznie szczerząc do mnie zęby. Piękne ma te zębole.
Położył głowę na moich kolanach.
Zanurzyłam palce w jego włoski.
Uwielbiam ten mięciutki puch...

Jejciu...
Jak to możliwe?
Jak to możliwe, że to już rok.
Dokładnie rok wstecz leżałam na oddziale położniczym w szpitalu.
I to były najgorsze dwadzieścia cztery godziny w moim życiu. Tak bardzo się bałam.
UMIERAŁAM ZE STRACHU!
Że umrę.
Podczas porodu.

Już dawno obiecałam sobie, że koniecznie muszę tutaj wszystko Wam opowiedzieć.
Frycek jednak zawładnął mną bezwzględnie, dlatego dopiero dziś...

Ale od początku.
Jaki był mój pierwszy poród - możecie przeczytać TUTAJ .
Koszmar.
Jak udało mi się w końcu urodzić Nacia siłami natury? Tego nie wie chyba nikt.
Tamten poród zostawił trwały ślad zarówno na moim ciele, jak i psychice.
Z tego względu razem z moim lekarzem prowadzącym uzgodniliśmy, że drugiego synka urodzę przez cc.
Na ten drugi poród uzbroiłam się po zęby.
Zdecydowałam, że moją ciążę poprowadzi ordynator. Fantastyczny specjalista, którego wielbię i będę wielbić do końca mych dni. Gdyby któraś z Was, drogie panie chciała, to udostępnię namiary na priv.
Szpital, w którym zdecydowałam się rodzić, to nowy, przepiękny i bardzo kameralny szpital, w małym mieście. Świadomie zrezygnowałam z naszego szpitala wojewódzkiego.
Do porodu wybrałam też prywatną, najlepszą położną, o jakiej usłyszałam najwięcej pochlebnych opinii. A opinie zbierałam przez kilka lat... I rzeczywiście - nie zawiodłam się.

Ale do rzeczy.
Już dwa miesiące przed porodem miałam w karcie ciąży wpis, że zaleca się u mnie cc. Bardzo mi jednak zależało, żeby zabieg przeprowadził "mój" lekarz, a nie ktoś przypadkowy.
Nie chciałam natomiast, aby termin został wyznaczony "na zimno", dlatego od początku dziewiątego miesiąca, byłam pod szczególną obserwacją mojego lekarza, aby wychwycić odpowiedni moment, gdy maluszek będzie gotowy.
I tak w końcu, w pewien piątek okazało się, że pomimo braku skurczy porodowych pojawiło się niewielkie rozwarcie, a szyjka właściwie zanikła. Lekarz pozwolił mi na weekend wrócić do domu i zalecił w poniedziałek stawić się już na oddział, na obserwację, bo jego zdaniem lada moment powinno się zacząć.
Pamiętam, że to był okropny weekend. Bałam się jak cholera. JAK CHOLERA!
Każdy wypytywał, ile do końca i jak się czuję, a ja każdemu się żaliłam, że tak strasznie się boję.
I nagle okazało się, ze zadziwiająco dużo moich koleżanek i znajomych rodziło przez cc i ZNACZNA WIĘKSZOŚĆ z nich twierdziła, że w ogóle luz i super i nie ma co się bać.
To mi bardzo pomagało.
Choć oczywiście i tak nie wierzyłam.

W poniedziałek mąż zawiózł mnie do szpitala. Szlochałam po drodze.
Zostałam przyjęta na oddział.
Położono mnie w świetnej sali, z łazienką, telewizorem.
Byłam w niej sama.
Wkrótce przyszedł po mnie mój lekarz.
Zostałam zbadana i okazało się, że rozwarcie powiększyło się do czterech centymetrów i że właściwie rozpoczął się poród.
Skurczy porodowych jednak właściwie nie było.
Lekarz zdecydował, że jutro rano przeprowadzi moje cc.
I tak spędziłam resztę dnia trzęsąc się ze strachu jak osika i szlochając praktycznie cały czas.
Wieczorem przyszedł anestezjolog. Baaardzo miły lekarz.
Przeprowadził ze mną wywiad i odpowiedział cierpliwie na trylion pytań, którymi go zasypałam.
Zgodę na zabieg podpisałam oczywiście bez czytania.
Ta rozmowa trochę mnie uspokoiła.

Wieczorem nie mogłam zasnąć. Modliłam się, żeby nie umrzeć na stole operacyjnym.
Prosiłam Boga, aby pozwolił mi pobyć jeszcze trochę mamą dla moich synków...
Matko! Jak ja się strasznie wtedy bałam.
W pewnym momencie poczułam "TEN BÓL" podbrzusza.
Spanikowałam, że nie dotrwam do rana. Ponownie zostałam zbadana przez innego lekarza i okazało się, że rozwarcie powiększyło się do pięciu centymetrów i że w zasadzie to chyba będziemy "się szykować".
Nie!-pomyślałam. - Nie ma mowy, żeby zrobił mi ten zabieg ktoś inny, niż mój lekarz. Powiedziałam o tym lekarzowi dyżurującemu i powiedzmy " dogadałam się" z nim, że spróbujemy jednak spowolnić proces, na ile się da i poczekać do rana.
I tak sztywna ze strachu, żeby czasem zaraz nie urodzić, ale także żeby nie umrzeć podczas porodu usiłowałam zmrużyć oko.
Nie spałam prawie wcale.
Gdy zaczęło świtać, poczułam ulgę.
Patrzyłam, jak wstaje dzień. Za oknem na wielkim drzewie tak pięknie migotały liście.
Przez nie przebłyskiwały promienie porannego, świeżego słońca.
Nigdy nie zapomnę tego widoku.

O siódmej przyszła moja położna.
Poradziła wziąć prysznic.
Potem dostałam jakieś kroplówki, a na końcu - CEWNIK.
I ten cholerny cewnik był najbardziej nieprzyjemną częścią mojego cc.
Położna zawiozła mnie na salę operacyjną.
Tam czekał już cały zespół.
Było mi zimno.
Trzęsłam się jak osika i już nie wiem z czego bardziej,  z zimna, czy ze strachu.
Przyszedł mój lekarz.
Poczułam ulgę.
No i zaczęło się.
Kazano mi usiąść i przygiąć brodę do mostka. Usiąść z cewnikiem w...! Bolał jak cholera ten pieprzony cewnik.
W sekundzie jednak, gdy otrzymałam znieczulenie, poczułam jakby ktoś oblewał ciepłą wodą moje nogi, aż w końcu do samej...pupy. I wtedy poczułam cuuuudowną ulgę.
Siostry mnie położyły i ekspresem popodłączały wszystkie kabelki.
Cały czas rozmawiał ze mną anestezjolog i mówił, co dziwnego mogę poczuć (np. zawrót głowy, albo duszność w piersi), a gdy to zaczynałam czuć, w sekundę zalecał siostrom, aby wstrzyknęły mi to i tamto i wszystko mijało. Wyrównywał mój stan zupełnie, jak pilot, który musi zapanować na samolotem podczas burzy i wyprowadzić go na prostą.
Czułam się bezpiecznie.
A po chwili usłyszałam płacz.
To już?!
Byłam w szoku.
Poryczałam się.
Wcześniej byłam umówiona z lekarzem i położną, że dostanę małego na pierś, jeśli wszystko będzie ok. Przytuliłam go jednak tylko na chwilę, bo w pierwszym momencie maluch miał niewielkie problemy z krążeniem.
Zabrali dzidziolka, a mnie chyba podali coś na sen, bo ocknęłam się, gdy już było po wszystkim, a położna wiozła mnie na salę.
I już.

W tym dniu dostałam kilka kroplówek i często mierzono mi ciśnienie. Przystawiono mi także maluszka do cycunia.
A najgorszy z całego zabiegu był moment pionizacji, czyli wstania z łóżka i zrobienia siusiu do kibelka. Miał on miejsce po około dwunastu godzinach i TO bolało tak strasznie, że nie mogłam złapać tchu.
Zaraz jednak wróciłam w łóżka, dostałam leki przeciwbólowe i było super.
Drugi dzień był dość trudny, bo już trzeba wstawać i chodzić, a jednak jeszcze wszystko jest mega świeże i napierdziela, podczas ruchu. Całe szczęście są leki przeciwbólowe, o które można śmiało prosić.
Trzeci dzień był już super, a czwarty to już całkiem.

I to by było na tyle.
Dla mnie cesarka wygrywa.
Patrzę czasami na moją bliznę w lustrze, teraz już prawie niewidoczną i...uwielbiam ją.
Ludzie robią sobie tatuaże, żeby coś uwiecznić lub upamiętnić. Dla mnie taką pamiątką jest moja blizna.
Pamiątką cudownego, radosnego dnia, gdy bezpiecznie  i po ludzku urodziłam mojego drugiego synka.




5 komentarzy:

  1. Też miałam cesarke, nie z własnego wyboru.chciałam rodzić naturalnie, ale gdy się zaczęło lekarze od razu zdecydowali o cięciu, dla dobra dziecka. Po cięciu bardzo szybko doszłam do siebie, przy drugim pewnie też cesarke, bo chyba nikt nie pozwoli mi na naturalny,ale nie martwię się tym, ważne jest tylko dziecko. Cieszę się, ze tym razem było lepiej, szkoda,ze z Naciem przeszlas taką traumę.

    OdpowiedzUsuń
  2. po cięciu nigdy nie będę do końca zdrowa już resztę życia. u mnie cesara zostawiła trwały ślad w psychice nie licząc urazów i schorzeń które leczyłam dwa lata. o cc chyba już parę razy wspominałam gdzieś u ciebie. Michał okręcowy był pępowiną i dusił wię tętno gwałtowanie spadałó więc na szybko dla ratowania zroboili cc. w prakcie operacji o mało nie zmarłam. po znieczuleniu dostałam szoku i ledwo isę z tego wygrzebałam. przypłaciłam to depr4esją poporodową i prócz terapii u psychologa przez dwa lata leczyłam się i rehabilitowałam u chirurga i innych specvjalistów. moje ciało źle znosi duże zabiegi i nie toelruje znieczuleń tak jak i więszkosć i leków. nawet przy środakch typu na przeziębienie czy przeciwbólowe musze bardzo uważać. a co dopiero taki dużo zabieg.

    u mnie byłó odwrotnie poród sn to bajka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie za 2 tygodnie czeka trzecie cc i boję się okropnie - bardziej niż poprzednio... Mam nadzieję, że za rok i ja będę mogła spokojnie wspominać moje lęki i obawy :|

    OdpowiedzUsuń
  4. piekny opis porodu:) przy okazji przeczytalam ten wczesniejszy, ktory mialas sn... i calkowicie cie rozumie dlaczego tym razem wybralas cc, choc wiele sie slyszy o mozliwych komplikacjach przy cc, to tez chyba bym sie nie zastanawiala ze dlugo co wybrac! ostatnio w szkole rodzenia mowiono nam, ze przy porodzie sn dziecko otrzymuje korzystna mikroflore z kanalu rodnego mamy, przy cesarce trzeba wiec ja suplementowac, poradzono pytac lekarzy o FFbaby, czyli probiotyk zawierajacy wlasnie takie szczepy przeznaczone dla noworodkow, wplywaja one korzystnie na ich uklad odpornosciowy i prace brzuszka malenstwa!dzieki temu dzidzius nic nie traci pomimo tego rozwiazania!

    OdpowiedzUsuń
  5. Byłam w bardzo podobnej sytuacji do Ciebie. Pierwszy poród też w 2012, meczarnie łącznie 16godzin,kiedy zrobiono mi cc przy 8cm rozwarcia. Syn ważył 4500 ,był ustawiony glowkowo, ale nie wstawial się w kanal rodny. Ból taki,ze wyłam, krzyczałam i mdlałam, a jestem odporna na ból bo przeżyłam zlamanie otwarte i nawet nie pisnęlam. Też pamietam trzesace ręce,które nie miały sił trzymac dlugopisu. .ten rozdzierajacy ból podczas badania, kiedy polozna czy lekarz wsadzali tam łapę. ......drugi poród zalatwilam cesarke. Nikt nie był w stanie mnie namówić na porod sn! !!!!! Dla mnie poród sn to trauma! Nigdy bym tak nie urodzila, no chyba że na wojnie: )
    Sciskam Cię mocno byłaś dzielna,ze to przezylas. A cesarka to bajka w porównaniu do porodu sn!

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.