piątek, 6 lipca 2018

Rozdzielenie.

Zawsze miałam problem z przemijaniem.
Kiedyś oglądałam taki film, w którym ludzie mieli na nadgarstkach coś na kształt liczników. Liczniki odliczały sekundy, minuty, godziny, dni i lata życia, które zostało ich właścicielowi. Czas był walutą. Mogłaś mieć mało czasu i żyć z dnia na dzień, zdobywając go tylko tyle, aby przetrwać kolejnych kilka godzin, a mogłaś też zdobyć zapas nawet kilkuset lat.
Film dobry, natomiast odkąd poznałam tą koncepcję, uświadomiłam sobie, że tak naprawdę każdy z nas ma założony taki licznik. Tylko nie dano nam możliwości ingerowania w ilość przypisanego nam czasu.

Od kilku tygodni trawi mnie poczucie straty. Dotyczy to dzieci, a w szczególności Fryderynia. Niemal codziennie mam poczucie, że wymyka mi się między palcami. Że go tracę... Czasami doprowadza mnie to do takiego niepokoju, że muszę sobie uświadamiać, że nic się nie dzieje, że mój chłopczyk jest zdrowy, malutki i słodki i nie przestanie taki być tak z dnia na dzień.
A jednak.
Kiedyś przeczytałam takie stwierdzenie, że umieramy każdego dnia. Codziennie jesteśmy już innymi ludźmi. Innymi o miniony czas, o doświadczenia. Bardzo jaskrawo widać to na dzieciach.
Miałam kiedyś słodkiego dwulatka o imieniu Natan. Był rozkoszą wcieloną. Uczepiony mojej spódnicy i wpatrzony we mnie jak w obraz.
Jego już nie ma.
Mam nadal syna Natana, ale obecnie jest zupełni innym młodym człowiekiem, niż pięć lat temu.
Tamten maluszek się skończył...

Obecnie mam także słodkiego trzylatka. Jestem w nim absolutnie zakochana. Uwielbiam jego WSZYSTKO. I najchętniej połknęłabym go i trzymała w brzuchu. Żeby taki został...
No właśnie. W brzuchu.
Chyba wczoraj uzmysłowiłam sobie, o co mi tak naprawdę chodzi.
O WIĘŹ.

Gdy test pokazuje dwie kreski, dowiadujesz się, że masz w sobie ziarenko, które będzie kiełkować. Dla niego jesteś całym światem. Ono jest w Tobie, czyli najbliżej jak się da. Potrzebuje Cię.
Potem, gdy przychodzi na świat, przestaje być w Tobie, ale mimo wszystko jesteś dla niego NAJWAŻNIEJSZA.
Jesteście bardzo blisko. Praktycznie cały czas. Aż momentami bywasz zmęczona tą bliskością. Zależnością.
Gdy zaczyna się rozwijać, momentami marzysz o krótkiej rozłące. Żeby poczuć niezależność...
Relacje mamy z maluchem bywają oczywiście różne. Mnie w końcu udało się osiągnąć taki stan, że nie mam ochoty się rozłączać. Praktycznie w ogóle. Znamy się jak łyse konie i nieźle dogadujemy. Póki co. Uwielbiam tego małego człowieka na etapie, na którym jest. I nie chcę go żegnać...

Chodzimy z Fryniem raz w tygodniu do Leśnego Zakątka na takie zajęcia, nazwijmy je przed przedszkolne. Mamy zostają na tych zajęciach, ale dzieci robią swoje z Panią Edytką, a mamy mają czas, żeby pobuszować po sklepach internetowych lub zwyczajnie popitolić.
I kiedy ostatnio tak sobie pitoliłyśmy właśnie przed Zakątkiem, o tych naszych nieopierzonych kurczaczkach, jedna z mam rzuciła swoją refleksję, że nasze maluchy wchodzą w etap usamodzielniania i gotowości do rozdzielenia się od mamy i stanowienia osobnego bytu...
No tak! - pomyślałam. Stąd moje wewnętrzne niepokoje.

Gdy dzisiaj rozmyślałam na ten temat, wyobraziłam sobie matkę i dziecko w pewnej pustej przestrzeni. Najpierw są jednością, natomiast wraz z upływającym czasem oddalają się od siebie coraz bardziej. W zasadzie oddala się dziecko. Mama stoi i patrzy jak dziecko odchodzi. Ich drogi rozchodzą się. Mama przestaje być całym światem, przestaje być jedyna, najważniejsza.
Jakież to przykre, prawda? Tak bardzo potrzebujemy być kochane, ważne. Potrzebujemy bliskości, lubimy mieć wszystko pod kontrolą. Najpierw natura od nas tego wymaga, tak jesteśmy zaprogramowane, aby chwilę później musieć wybić sobie to z głowy i zaakceptować rozłąkę.
ZAAKCEPTOWAĆ kochane mamy. Niestety w całej tej beznadziejnej sytuacji, nie pozostaje nam nic innego. Musimy to zrobić dla dobra naszych dzieci. I jeszcze najlepiej nie mieć oczekiwań...
Póki co, wyłączę komputer, światła są już pogaszone, i wtulę się w to ukochane, maleńkie ciałko, które śpi koło mnie spokojnie od dwóch godzin. Pogłaszczę jego miękkie loki, ujmę jego ciepłą rączkę w moją dłoń i zasnę.
W poczuciu szczęścia, że jeszcze przez moment mogę mieć mojego synka  tak blisko.




Tych chwil, na cycusiowej sesji zdjęciowej, które uwieczniła 
nie zapomnę nigdy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.