czwartek, 8 września 2011

Bycie mamą uczy dystansu

Los sprawił, że troszkę się towarzysko rozkręciliśmy. W sobotę znów byliśmy na weselu. Tym razem Szuszuniu został z moją mamuśką.

Przygotowania imprezowe przy dziecięciu to wyczyn wielki. Jak zwykle nie mogłam z niczym zdążyć, bo Dzieć narzekał tęgo. A wesele daleko. . .
Paznokcie schły w biegu, włosy też. Prostownica prasowała sprintem, a oko wymalowało się ekspresem. Kiecka wskoczyła na mnie na końcu, bo nie chciała być zaplamiona cycowym mlekiem. A Kapelusznik jak na złość pić wzorowo nie chciał wcale. . .

Dobra!Cyc wyrwany z ustek niemowlecych z cmoknięciem. Teraz szybko rajty, kieca, biżuteria, perfumami psik, psik! Ok! Jestem! Spojrzenie w lustro. Nie za długo, żeby nie zobaczyć za dużo ;-)
Jeszcze tylko buty. Gdzie są te cholerne buty. O! Dobra, są!Kutfa jakie niewygodne. Kto wymyślił takie obcasy?!Trudno, dam radę. Jakoś. Najwyżej chodzić nie będę. Nie ważne! Cmok w dzieciowe czółko. I rączkę jeszcze. I w maminy policzek też. Lecimy!

No i polecieliśmy. Wsiedliśmy do auta. Dobra. Siedzimy. Może zdążymy. Jeszcze tylko spojżenie w lusterko samochodowe. No, może być. Wjeżdżamy na ekspresówkę. Siedzę. Patrzę na dół. Na buty. Granatowe. Kurcze przykurzone jakieś. Chusteczka higieniczna. Tfu na chusteczkę. Szoruję czubki. Cholera nie da się. Biorę buta w rękę, żeby lepiej widzieć. Kurna, co jest . . .? Czubki jakieś poobdzierane takie. Patrzę na paseczek i guzik. Kutfa! Pogryziony! Patrzę dalej na platformę - cała podziurkowana! Aż w końcu na gruby obcas... Obgryziony!  I to po zewnętrznej stronie! Cały! Cholera! Gnojek jeden! Oczyma wyobraźni widzę Dolca naszego pałaszującego ze smakiem mojego bucika. Bucika, którego ostatni raz miałam na nodze jeszcze przed ciążą...

Pokazałam Tatusiowi Maciusiowi. Widzę przerażenie w jego oczach. Aż ślinę przełknął nerwowo. Pyta cicho - "Mam zawrócić?". I chyba sam żałuje, że zadał to pytanie, bo jak cholera boi się odpowiedzi. Boi się, bo normalna moja reakcja byłaby  mniejwięcej taka :
Awantura, że jak ja tak teraz, jak włóczykij taki w butach obgryzionych, że wszyscy będą przecież widzieli, że ze wstydu się spalę, że to wcale nie prawda, że nic nie widać, i niech nie ściemnia, bo  to przecież wszystko jego wina, bo pies jego, a tak w ogóle to ja nigdzie nie jadę!!!

Normalnie by była ... Była by w czasach przeddzietnych. Tymczasem śmiech mnie ogarnął radosny i co spojrzałam na buta, to się poważnie nasilał. "No coś Ty, taką imprezę miałabym przez głupiego buta przegapić? Nosz kurcze, ale tego obcasa, to mógł chociaż po drugiej stronie obgryźć, skubaniec jeden . . . ";-)



10 komentarzy:

  1. Hehe, to Cię psiak załatwił ;) też kiedyś miałam w domu takiego szkodnika ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. ale wredne bydlę :) no cóż - uroki posiadania zwierząt :)

    OdpowiedzUsuń
  3. hahahah się uśmiałam :)ile zdrowia wnosi ten dystans ... :)i co zauważył ktoś?

    OdpowiedzUsuń
  4. Też mamy Shih Tzu. U nas pogryzł nawet ściany ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. To prawda :). A ja bym jeszcze dodała, że zachowałaś się bardzo taktownie, bo dzięki obgryzionym butom nie wyglądałaś lepiej niż panna młoda :). A to podstawa na weselu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kinga też nie pije jak trzeba, kiedy mam gdzieś wyjść. To prawda,macierzyństwo uczy nas innego spojrzenia na świat ;-). Piesek uroczy...i pewnie także uroczy wzorek wygryzł na bucie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Też miałam w niedalekich planach napisać o zmianie punktu widzenia po urodzeniu Dziecka;) Ubiegłaś mnie hihi;P

    Mam nadzieję, że wytańczyłaś się za wszystkie czasy;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam nadzieję, że warto było w obgryzionych bucikach tańcować :))) I zgadzam się z Tobą: punkt widzenia zmienia się o 180 stopni... i chyba na lepsze!

    OdpowiedzUsuń
  9. Dokładnie! Ostatnio miałam podobne przemyślenia:-) kiedyś szykowałam się przed imprezą weselną dobrą godzinę, ostatnio zajęło mi to 15 min łącznie z ubraniem Kubusia:-)))) i przestało aż tak bardzo obchodzić mnie to jak inni ocenią mój wygląd, gdyż teraz moim ozdobnikiem jest broszka: MAMA :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. fajowy piesio :-) faktycznie skubaniec jeden :-) zazroszczę takiej reakcji! mnie jeszcze często ponosi ;-(

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.