poniedziałek, 13 lutego 2012

Żółw i zając.

Boooooooosze!!!
A teraz głęboki wdech. . .
I wydech. . .Spokojnie.

Dobra. O początku.
Mamy z Tatą Maciusiem pewien straszny rozjazd. Każdego dnia mijamy się w pewnej kwestii. Kwestii takowych pewnie znalazłoby się dużo więcej, ale skupię się dziś na jednej;-P
Mam wrażenie, że mijamy się tak co najmniej kilkanaście razy dziennie, co zaczyna prowadzić mnie do frustracji. Ba! Do szału mnie doprowadza! Mianowicie mijamy się  w kwestii tempa.

Wiem, że pora iście walentynkowa i pewne skojarzenia mimowolnie nasuwają się na myśl, ale nie, nie;-) Tempo owe jest dużo bardziej prozaiczne. Mijamy się w tempie obsługiwania bobasa naszego.

Nigdy nie należałam do osób powolnych, ale mam wrażenie, że po urodzeniu Nacia mego zaczęłam funkcjonować trzy, a nawet cztery razy szybciej. I tak oto w tempie sprintera jestem w stanie przygotować mleko, gdy maluch obudzi się w nocy, zanim jeszcze zdąży się rozedrzeć i obudzić na dobre.
Ekspresowo też organizuję zaginiony smoczek lub TERAZ potrzebne picie.
Nie mówiąc już o obsłużeniu małej zakupcianej dupalindy, czy ubraniu na zimowy spacer.
Z prędkością światła czyszczę też całościowo bobasa, gdy dopiero co zjadł samodzielnie posiłek, zanim jeszcze zacznie do końca wcierać go sobie w swą zacną buziunię, włosy, czy ubranie. Chustki nawilżane mam w ręku, zanim jeszcze przyjdzie mu owy pomysł do głowy.
Tempo sprintera osiągnęłam nie wiem nawet kiedy. Tak trzeba i koniec. Tak jest łatwiej. Tak można uniknąć wielu dziecięcych krzyków, łez, odparzeń, prania i tak dalej.

Tatuś Maciuś niestety nie pojął tej tajemnej wiedzy do dziś.
Jak sobie radzi biedaczysko, będąc z Nataszkiem sam - nie wnikam i nie wtrącam się.
Ale kiedy jesteśmy razem, kiedy potrzebuję pomocy, bo jestem uziemiona i proszę. I kiedy Tatuś wysoce powolny, smoczka przynosi przez minut trzy, a mały drze się już w niebogłosy, bo z braku "poszukiwanego" się rozbudził, to przyznaję - robię się nerwowa.
Kiedy Tatuś przez pięć minut w tempie żółwim poszukuje czapki we wskazanym przeze mnie miejscu (gdzie jest na 200%), a ja stoję ze spoconym i wyjącym z gorąca bobasem - czuję, że poziom mojej frustracji sięga zenitu.
A kiedy wysyłam Żółwia mego do sklepu po świeżą bułeczkę, bo Synu obudził się baaaaaardzo głodny i bułka potrzebna jest nał (bo nic innego o poranku nie jest przez malca akceptowane),  sklep mamy dwadzieścia metrów od klatki schodowej, a ja stoję piętnaście minut w oknie z drącym się z głodu dzieciakiem, czekając na pie......ą jedną bułkę za osiemdziesiąt pie.....ych groszy, to TRAFIA MNIE SZLAG!






PS. Mimo wszystko kocham Cię moja walentynko i rozumiem, że czasem sklep bywa zamknięty i trzeba iść sporo dalej do następnego;-*

29 komentarzy:

  1. mój, dziękować Bogu w niebiesiach, daje radę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahahahahahah, u nas to samo, że hej!! Mówię "podaj pampersa" a ten grzebie w tej szafce tyle czasu jakby chciał się do Narni przebić... Mówię "za pięć minut przynieś go do łazienki idę nalewać wodę" i stoję w tej łazience i czekam, a woda stygnie a ten się ze szlafrokiem mocuje... "Podaj słoik" mówię i palcem wskazuję, a on patrzy i "Skąd ten słoik?" albo "Jaki ten słoik?" itd itd...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahahaha "do Narni się przebić" - boskie!
      Tak, tak zupelnie, jakbyśmy o jakiejś innej rzeczywistości im mowiły. My widzimy słoik, a oni nie bardzo...;-P

      Usuń
  3. Marti też daje radę tylko w swoim tempie:-) Na początku też miałam z tym problem. Najbardziej wkurzały mnie ciągłe pytania: to co teraz? drzemka? nie drzemka? zabawa? i tak non stop. Szykowaliśmy się na spacer a Kris zawsze miał czas, aby na balkon wyjść, buty spokojnie założyć i na luzie wyjść. I wiele innych. A tekst: będę za pięć minut...haha. Pięć minut ale na innej planecie chyba. Więc odpuściłam. Po prostu też zwolniłam. JJ wciera jedzenie w siebie i ubrania, czasem z kupą po mieszkaniu pełza, w kombinezonie czeka na mnie aż się ubiorę. Nie może być na JUŻ bo później tego nie ogarnę. Więc powolniactwo Krisa też juz mnie nie gniecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziwiam;-P Też bym tak chiała. Ale ja przez koncern wyprana jestem i jakoś taaaaak powoli nie mogę. No nie mogę i już!Chyba już całkiem bym zwariowała.

      Usuń
    2. tylko, że ja z natury bardziej powolna jestem, więc mi łatwiej. Ale raz dziennie chociaż jedną sprawę odpuść:-)

      Usuń
  4. skąd ja to znam :E zwłaszcza z tą czapką ;-) ps przeczytałam mężowi a On na to .... "oj tam z wami babami ;-) "

    OdpowiedzUsuń
  5. mm i jeszcze jedno mówię podaj mi piżamkę z kanapy... po 5 min przychodzi mówi "nie ma" kochanie jest powiesiłam na oparciu "aaaaaaaa na oparciu" kurde no kanapa to samo siedzisko nie ??? ;-) chwilami ręce opadają ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobreeeeeeeeeeee:-PA to się uśmiałam z tą kanapą;-P Taaaaak u nas identyko;-)

      Usuń
  6. ooooo a już myślałam że to tylko ja się tak frustruję :D i że tylko ja jestem takie "rapido" jak to mój mąż mnie nazywa i że tylko ja się złoszczę że powoli, że za wolno :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, ja myślałam tak samo. Ale skoro jest nas całe dość pokaźne stadko, to chyba na prawdę z nimi jest coś nie tak;-P

      Usuń
  7. To widzę, że nie tylko mój M w tej kwestii się nie zmienił. Nigdy mu się nie spieszyło i miał problemy ze znalezieniem pewnych rzeczy, które to nota bene leżały na tzw oczach i niestety po narodzinach Kruszynki zostało to wolne tempo i chwilowa ślepota - na moje nieszczęście. I to jego oburzenie gdy go poganiam - no przecież się staram i robię o co prosiłaś!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak oburzenie, przez które zaczynam się zastanawiać z kim coś jest nie tak - z nim czy raczej może ze mną;-P

      Usuń
  8. Oj jak ja Was rozumiem. "Już robię", które trwa wieczność mnie chyba kiedyś wykończy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wszystko : gwóźdź na ścianie, uszczelka w oknie, przepalona żarówka w łazience i 1000000 innych rzeczy musi nabrać mocy...;-P

      Usuń
  9. Hahaha, dobry tekst;) Chyba większość facetów ma taki wrodzony luz i podejście do większości spraw, czego my-Mamy na dłuższą metę nie posiadamy;)

    Myślę, że naszym największym plusem jest przewidywanie- jesteśmy przygotowane na różne niespodzianki związane z dzieckiem i już za wczasu układamy sobie-świadomie bardziej lub mniej- plan działania. A jedna wpadka potrafi nas nauczyć bardzo wiele;) Mój A. określa to jako "dar czarnowidztwa";P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak ja z pewnością wytrenowałam u siebie talent logistyczny. Logistykę i ekspresowe tempo mam w małym palcu;-P

      Usuń
  10. Hahaha, skąd ja to znam?!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ech, obśmiałam się :)))) Idę o zakład że to jest jakoś hormonalnie sprzężone z jajkami... u nas jest dokładnie to samo. Na początku myślałam, że jak Małż będzie z Luśką sam całymi dniami, bez pomocy to mu się przyspieszy, ale nic z tego - on po prostu wtedy nie robi całej masy innych, "domowych" rzeczy i dzień mu mija na powolnym obrabianiu pojedynczego dziecięcego egzemplarza. A kobieta (czyt. ja)? Obiad, pranko, odkurzanko, prasowanko, wszystko przeplecione zgrabnie opieką nad dzieckiem - i stąd ten speed ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, a potem przychodzi taki do domu, przejmuje malucha na 2 godziny, daje radę na luzaku i zaczyna się zastanawiać dlaczego my tak dramatyzujemy...Skoro to taki pikuś. No a przecież podłoga sama jest zawsze czysta, pranie robi się raz na miesiąc (kiedy akurat widzi), a obiad to drobnostka - 15 minut i włala!

      Usuń
  12. Jeny dziewczyny, jak to brzmi znajomo. Niestety Martuś u mnie to samo i tak jak Ty wpadam w szał, że za wolno. Ja to się czasem dziwię jak faceci mogą obejmować kierownicze stanowiska, prowadzić wojny, jak oni planować nie potrafią, przewidywać jeszcze gorzej no i jak maja się skupić na więcej niż jednej rzeczy, to już całkiem dramat. A może to faktycznie prawda, że Kopernik był kobietą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie! Mój M. jest kierownikiem i ja się zastanawiam jakim sposobem?!;-P Chyba fartem;-)

      Usuń
  13. Ale się naśmiałam:):) Cudowna jesteś, że to napisałaś!!!!! Myślałam, że tylko u mnie taki "gapa":)Zakłada rajtuzy 15 minut i to tył na przód (choć setki razy tłumaczyłam, że dwa paski z tyłu:).

    OdpowiedzUsuń
  14. Mile Mamuski! Wszystkie! Smialam sie czytajac, to co napisalyscie. Primo- to wyprzedzanie czasu ujmujecie z duzym humorem, wiec sie smieje. Sekundo- u nas jest inaczej. Nie odwrotnie, ale inaczej. Coz, tata Ptysiaka wszystko robi sprawnie i w tempie, nic u niego nie nabiera mocy...itd itp ALE, ale...nie ma rzeczy doskonalych...i tata Ptysia tez rajtki tyl do przodu zaklada, a nawet i buty-prawy na lewy...dwugodzinny spacer i...zauwazylam dopiero ja, jak wrocili. Tyle rzeczy potrafi, ktorych nie pojmuje, a z rajtkami jest zawsze problem... z czapka i kapeluszami teeez. Bo panna Ptysakowna skonczyla 2 lata i ma spora kolekcja kapeluszy...

    OdpowiedzUsuń
  15. hehehe:0) uśmiałam się. popieram:) my kobiety to mamy jakiś inny bieg włączony przy obsłudze dziecka i domu. Takie " multikulti-taskowe" jesteśmy. matka polka, strazak sam i bob budowniczy w jednym;) pewnie by sie cos tam jeszcze znalazlo:) ja jakoś zwolnić tempa nie potrafię. mimo że to wykańcza na dłuższą metę. odwiedzam. pozdrawiam.
    MamaD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja gdybym miała to wszystko w tempie mojego M., to chyba bym się 4 razy bardziej zmęczyła

      Usuń
    2. hehe:) czasami mi się marzy, że mój mąż zrobi w 30 minut to co ja bym zrobiła w 10:) i to z własnej woli...pomarzyć zawsze można;)

      Usuń
  16. Boski wpis...dziękuję Ci za niego, bo już myślałam że to tylko ja taka jędza jestem, co to się na męża wiecznie wścieka że on taaaki powolny(swoją drogą myśl że tylko ja mam takie nieszczęście w domu też mi obca nie byłą, także dzięki podwójne)...
    Na pocieszenie powiem że odrobinę wyluzowałam kiedy moje dziecię przestało być wrzeszczącym niemowlakiem, a stało się 'normalnym', komunikatywnym dzieckiem...przynajmniej tych krzyków w trakcie oczekiwania na 'ruch' szanownego małżonka wysłuchiwać nie muszę;)

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.