Jadaliśmy przy długim, wspólnym stole.
Pomijając moją skromną osobę, były wśród nas także dwie inne blogerki.
Dopiero w trakcie rozmowy wynikło, że i ja jestem autorką bloga.
Córka jednej z koleżanek (blogerki kulinarnej), nawiasem mówiąc - przesympatyczna nastolatka - z zaciekawieniem zapytała, jakiego mam bloga.
Odpowiedziałam, że parentingowego.
- Ojejjjjjjjj. - odparła z rozczuleniem, zabarwionym współczuciem.
Najczęściej piszę o Tym, co obserwuję.
Obserwuję, myślę, czuję ...
Staram się czasem mniej, czasem bardziej wprawnie przekazać Wam swoje spostrzeżenia.
To trochę tak jak ze zdjęciami.
Robisz zdjęcie, bo chcesz uwiecznić chwilę i podzielić się nią z innymi.
Nie piszę dla lajków i statystyk.
Choć nie ukrywam, że chętnie w nie zaglądam, aby przekonać się czy dany tekst bardziej, czy mniej się Wam spodobał.
Nie jestem bardzo aktywna na fejsbuku, bo nie mam na to czasu.
Nigdzie się nie reklamuję.
Nie pozyskuję sponsorów konkursów.
Po prostu piszę.
Bo lubię.
Cieszą mnie komentarze, bo zwyczajnie dobrze wiedzieć, że jesteście tam po drugiej stronie i moje słowa nie odbijają się echem, tylko trafiają w konkretne ucho.
Sama czytam kilka swoich ulubionych blogów.
W zasadzie są o podobnym charakterze. Bardziej literackie, niż pieluszkowo - zupkowe.
Ostatnio fejsbuk coraz częściej podsuwa kolejne tytuły. Zajrzałam tu i tam i...
No właśnie.
Zauważyłam dziwne, acz mało przyjemne zjawisko.
Otóż większość autorek jest wkurzonych.
Wkurzają je dzieci w rajstopkach w salach zabaw.
Wkurzają je małe dziewczynki z malniętym paznokietkiem. Nie do końca wiem, jak to jest z chłopcami;-P Jednak bardziej wkurzają je jeszcze tylko rodzice tych nieszczęsnych, skrzywdzonych dzieci.
I inne blogerki, które jawnie piszą, że tamte pierwsze też je wkurzają. Jak bardzo pokrętnie by to nie zabrzmiało.
Afera rajstopkowa.
Wtf ?!
Dowiedziałam się o niej na jednym ze spotkań blogerek.
Myślałam, że padnę.
Taka ze mnie ignorantka no.
Jak mogłam nie słyszeć?
Matko i córko! - chciałoby się zawołać.
O co w tym wszystkim chodzi?
NIE WIEM.
Analizowałam i NIE WIEM.
Może o wywołanie aferki?
Bo przecież, kiedy ktoś kogoś wkurza i otwarcie o tym napisze, krytykując jawnie czyjeś, odmienne podejście, to zawsze zdania będą podzielone.
Jeśli dorzuci się do tego hasło "dziecko", a dodatkowo "seksualność", to skandal gotowy.
I zadyma.
I lincz.
Może o głupotę zatem chodzi? Albo masochizm?
A może bardziej jednak o wykazanie się swoją nieomylnością.
Bo przecież TO JA WIEM najlepiej!
Ja! Jaaaaaaaaaaaaaa!
Kolejny mój typ to "upuszczenie jadu".
Bo gdy się tak jad w sobie za długo nosi, i on się zbiera stale, dodatkowo wspomagany frustracjami, to nie sposób sobie go czasem nie upuścić.
Wiem, bo regularnie obserwuję u siebie stany wezbrania jadu w TE DNI, i gdybym wówczas pod ręką nie miała męża, tudzież psa, to pewnie też zaczęłabym o rajtuzach wypisywać. Kto wie.
Nie lubię tego.
Nie lubię szukania dziury w całym.
Nie lubię bezwzględnego afiszowania się ze swoim zdaniem.
Zwłaszcza wtedy, gdy rani ono uczucia innych.
Są pewne prawdy niepodważalne i bezwzględnie niepodlegające dyskusji - typu: NIKT nie ma prawa bić dziecka, molestować go, poniżać, narażać na uszczerbek na zdrowiu, czy utratę życia. Napiszcie, jeśli o czymś zapomniałam.
Ale cała reszta, to czyjś WYBÓR.
Mogę go nie akceptować, oczywiście.
Postępuję wówczas wobec mojego Dziecka zupełnie inaczej - po swojemu i tyle.
Dbam o swój ogródek według własnych reguł, które uważam za słuszne.
Ale wpieprzać się w czyjś, rozkopywać grządki, prostować marchewki i siac zadymę, po co?
Ja wole się wyluzować.
Przełknąć ślinę.
Przemilczeć, uśmiechając się w duchu nad czyjąś głupotą.
Włączyć sobie: klik
I być z siebie dumna, że nie sprawiłam dziś nikomu przykrości.
Nawet największemu głupcowi...
:-) racja.... co do joty
OdpowiedzUsuńOd kilku miesięcy jestem fanką Pani bloga. Cenię Pani słowo pisane właśnie za niezwykłe ciepło, za to, że nikogo Pani nie obraża, nie poucza. Zaglądam Tu bo jest ciepło, dowcipnie, rodzinnie. Nie ma puszenia oraz nadmiernej egzaltacji błahymi sprawami. Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy, Ania
OdpowiedzUsuńJa tez ;-) pozdrawiam serdecznie Kasia
UsuńJa takze!
UsuńPozdrawiam
Ania,mama antosia
Ja tez, ja rowniez z tego wlasnie powodu tak czesto tutaj;)Monika(MK plus J)
UsuńPodpisuję się obiema rękami i nogami! Tu jest miło, nie ma jadu, nie ma nienawiści do innych i jest dużo tolerancji.
OdpowiedzUsuńJak wyżej :-)
OdpowiedzUsuńCzytam bloga już bardzo długo, jednak nigdy nie komentuję. Dziś chcę całym sercem podpisać się pod tym, co napisałaś. Tekst dokładnie odzwierciedla również moje odczucia.
OdpowiedzUsuńOla, mama Lili
Dobrze napisane :)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie się zgadzam :)
OdpowiedzUsuńTo i ja-wcześnie raczej cichy czytacz, teraz też się wypowiem :] Choć nic odkrywczego nie napiszę, jak tylko zgadzam się! "Nie lubię bezwzględnego afiszowania się ze swoim zdaniem."- trafiłaś w sedno! Nie potrafiłam wcześniej opisać tego, co mnie wkurza w niektórych blogach, czy nawet pojedynczych postach, a to właśnie to! Jakie to irytujące, że niektórzy muszą mieć zawsze swoje zdanie i koniecznie je wyrazić. Czasem nawet jest mi głupio, bo większość rzeczy (którymi podniecają się niektóre blogerki, fejsbukowicze) jest mi obojętna, najzwyczajniej w świecie obojętna. Taki przykład jak popularne niedawno oblewanie się wiadrem zimnej wody (nie chcę poruszać tu słuszności całej akcji, ciekawi mnie tylko "wydźwięk społeczny"): oblewali się wszyscy hucznie, a za chwilę fala krytyki, że bez sensu, że marnowanie wody itd. Strasznie modnie i fajnie było wyrazić swoje odmienne zdanie i koniecznie jeszcze ostro skrytykować tych, którzy w akcji wzięli udział. A ja, patrząc na to, myślałam sobie: No ludzie, toż dajcie spokój! Chcecie to się oblewajcie, nie chcecie- to nie i sprawa wyjaśniona, czy to trzeba od razu wyrażać swoją opinię i obnosić się z nią?! Może to nie przykład związany z tematyką parentingową, ale akurat przyszedł mi do głowy.
OdpowiedzUsuńMoże jestem ignorantką, ale kurczę brakuje mi tolerancji i takiej zdrowej obojętności, zajęcia się po prostu swoim "ogródkiem". Twój blog jest tego pięknym przykładem.