Raz w roku, we wrześniu Zielona Góra obchodzi tzw. "winobranie".
Wówczas świętujemy dni Zielonej Góry przez cały tydzień.
W centrum miasta poustawiane są sceny, na których codziennie odbywają się koncerty.
Cały deptak natomiast obsypany jest mnóstwem straganów, na których wystawiają swoje towary przejezdni handlarze.
Na jednej z ulic ma miejsce pchli targ.
Kiedy byłam mała, mieliśmy z tatą taką tradycję, że przynajmniej raz w ciągu tego tygodnia, razem jechaliśmy na "winobranie".
Nic mnie wówczas tak bardzo nie urzekało, jak ten pchli targ.
Obchodziliśmy go obowiązkowo.
Uważnie.
Bardzo to lubiłam.
I lubię do dziś.
Lubię starocie.
Czasami jeździmy do małej wioski pod Poznaniem - Czacza - starociowego raju. Kilkakrotnie przymierzałam się do kupna jakiegoś mebla z minionej epoki.
Marzy mi się stół do kuchni. Taki z szufladą i na toczonych nogach.
Kiedy oglądam wnętrzarskie czasopisma, zawsze najbardziej zachwycają mnie podrasowane i specjalnie postarzone, powycierane antyki.
Uwielbiam je.
Do momentu, kiedy nie staję z takim oko w oko...
Powiedzcie mi, czy ktoś z Was czuł kiedykolwiek od tych mebli ich przeszłość?
Pomijam dosłowny zapach starego mebla.
Dla mnie to bardziej zapach starego domu.
Zapach domu z mojego dzieciństwa.
Zapach mojej prababci.
Zapach minionego czasu.
Historii.
Starości...
Śmierci...
Patrzę na taki stół i czuję jego przeszłość.
Widzę rozmowy, które przy nim prowadzono.
Wigilie i wielkanocne śniadania...
Kłótnie.
Jakich był świadkiem.
Przez kilkadziesiąt lat.
Czyjegoś życia.
Wybraliśmy się wczoraj na "winobranie".
Nie mogło się obyć bez pchlego targu.
Spacer po nim, jak zwykle pełny refleksji.
Kiedy widziałam ludwikowskie krzesła pomalowane srebrnym sprayem, bolało mnie serce.
Zupełnie jakby sędziwego, dostojnego pana przebrał ktoś za klauna.
Potem na jednym z rozłożonych na chodniku kocy zauważyłam drewnianą postać Jezusa z rozpostartymi ramionami. Drewno baaardzo stare.
Sama figura.
Bez Krzyża.
Jezus Chrystus na chodniku...
W pewnym momencie moją uwagę przykuł stół.
Zaścielony białym obrusem.
Na nim kilka kompletów kawowych.
Filiżanka koło filiżanki.
Talerzyk w talerzyk.
Lśniły w słońcu.
Na ulicy.
Wśród tłumów.
Filiżanki z porcelany, w których jeszcze parę, może parędziesiąt lat temu jakaś gospodyni podawała kawę.
Może herbatę.
Na pewno podczas spotkania towarzyskiego.
Filiżanki, które słyszały rozmowy. Może ploteczki.
Słyszały śmiech.
Widziały tamtą modę. Zwyczaje.
Filiżanki, które potem ta gospodyni myła.
Wycierała płócienną ścierką.
Układała w kredensie...
Filiżanki, które pamiętają...
Stały teraz zawstydzone na ulicy...
Cudnie to opisałaś :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:-*
UsuńMoje niektore znajome, fanki mebelkow i kafelkow na wysoki polysk, twierdza ze troche 'babciny'ten moj styl a ja...uwielbiam i polecam blog: myloveschabby.blog....ulubiony<3
OdpowiedzUsuńMk plus j
Gdybyś pisała książki czytałoby się je "jednym tchem" Masz niesamowita lekkość słowa.
OdpowiedzUsuńJa niestety nie lubię starych mebli ;)
Weszłam na Twojego bloga dwa dni temu bo jest o ciąży i macierzyństwie i ciąży - sama przygotowuję się do roli dla mnie najważniejszej - roli MAMY - Twój blog zaczęłam czytać od jakiegoś starego wpisu jak byłaś w 8 miesiącu czekając na Natanielka - podobało mi się jak piszesz - zaczęłam więc czytać Twego bloga od początku - okazuje się że jesteś w drugiej ciąży i prawie na tym samym etapie - ja mam 23 tydzień - przeżywasz podobne dylematy do moich - choć ja mam ich pewnie po stokroć więcej - moja pierwsza ciąża i same niewiadome :) ale przejdę może do sedna - co mnie skłoniło żeby napisać coś w komentarzu - czytając wpisy wyobrażałam sobie autorkę mieszkającą pod Poznaniem - czyli dość daleko - a tu nagle wpis o Zielonej Górze - ja jestem spod ZG i nagle pomyślałam sobie - jaki ten świat mały :) jakbyś miała ochotę napisać to zostawię swój mail :) alicja2010@gmail.com pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńHa ha,tak jaki ten świat mały :-) Ja jestem w trakcie 28tygodnia. Zapraszam jak najczęściej ;-)
OdpowiedzUsuń