piątek, 8 kwietnia 2011

Współczesny poród do skandal!

Długo się zbierałam, aby napisać tego posta. Chciałam odczekać trochę, aby czas zaleczył rany, dosłownie i w przenośni. Chciałam być bardziej obiektywna.

A więc do dzieła.
Mój poród był koszmarem. Pierwsze bóle obudziły mnie o 5.30 rano. Czułam się, jakbym miała dostać okres. Poszłam siusiu i okazało się, że na papierze toaletowym zostało troszkę śluzowatej krwi. Skurcze były nieregularne co 3 do 6 minut. Ćwiczyłam sobie oddychanie i tak przeczekałam do 7. Wtedy wstał tatuś Maciuś i zadzwoniliśmy do naszej 'kupionej' na tę wielką okazję położnej. Razem uzgodniłyśmy, że to początek i że przyjadę do szpitala, kiedy skurcze będą silne. Od 13 skurcze były regularne co 3 minuty i dość silne, jednak oprócz stękania dawałam sobie z nimi radę. I tak, wspólnie z tatusiem Maciusiem przeczekaliśmy do 15. Kiedy zaczęło już nie na żarty boleć (10 godzina porodu) wsiedliśmy w auto i pojechaliśmy do szpitala. Po wszelkiej papierologii i ktg, które zdawało się trwać wieki, na fotelu do badania znalazłam się o 16. Lekarz stwierdził, że rozwarcie jest na 4cm (bosko-pomyślałam), ale główka balotuje, czyli nie weszła w kanał. Zalecił kolejne badanie za 2 godziny. Wówczas, jeśli pęcherz jeszcze nie pęknie, to zostanie przebity. Te dwie godziny były już trudne ( w skali 1-10   - 6). Spędziłam je na piłce. Maciuś masował mi krzyż, bo ból był okropny. Potem to straszne ktg w bezruchu i w końcu badanie. Okazało się, że nie ma żadnych postępów. Czyli 2 godziny męczarni można sobie było w d...wsadzić.

Wtedy podczas skurczu przebito mi pęcherz. Wody ciekły i ciekły. I zaczął się hard core na maksa (w skali - na 8). Położna zaprowadziła mnie pod prysznic. Szumnie powiedziane. Kajutka taka zamykana drzwiami łazienkowymi, w której było tak zimno, że nie wiedziałam na co mam sobie lać tą wodę. Czy na brzuch, czy plecy, czy w ogóle po sobie, żeby się rozgrzać. Skurcze były cały czas co 3 minuty - OKROPNE. Siedziałam w tym brodziku na piłce, nie mając nawet gdzie stóp położyć, dygotałam z zimna i wiłam się z bólu. NIE POMAGAŁO W OGÓLE! Po 30 minutach prawie na czworaka poszłam na salę. Było już mega ciężko. Położna kazała usiąść mi na krzesełko porodowe. Czułam, że zaczyna mi coś napierać. Położna kazała troszkę już przeć. Minęły kolejne 2 godziny (15 godzina porodu). Potem badanie. Stare babsko, które było na dyżurze, wsadziło mi łapska podczas skurczu i stwierdziło, że dalej nic się nie dzieje. Byłam już przerażona. Położna podpowiedzia jej, żeby podać mi cyt. środek przeciwbólowy. Czyli Dolargan, który wcale nie działał przeciwbólowo, tylko otumaniająco. Po wstrzyknięciu go do wenflonu miałam szybko się położyć, bo mogło kręcić się w głowie, a tatuś Maciuś dostał nerkę, bo mogłam wymiotować. No i za chwilę miałam odlot, czyli straciłam przytomność. Ze stanu tego wydzierał mnie potworny ból. I gdy skurcz mijał, znów traciłam przytomność, a za 3 minuty to samo. I tak przez 2 kolejne godziny. To były najgorsze 2 godziny w moim życiu. Miałam bardzo silne bóle parte, a i tak nie mogłam wydusić mojego maleństwa.
Przez te cholerne dwie godziny byłam jak w obłędzie i pewnie gdyby nie ten cholerny lek, to musieliby przypiąć mnie pasami. Z tego, co pamiętam Jezusa wezwałam jakieś 2000 razy. Bałam się, bo czułam, że idzie nie tak. Ból był tak silny, że chciałam umrzeć. I nie są to tylko puste słowa. Wyobraźcie sobie jak bardzo musiałam cierpieć, skoro mając świadomość, że wydaję na świat mojego malutkiego, cudownego, upragnionego dzidziusia, na którego czekaliśmy tak długo, chciałam żeby mnie dobili, tak jak się dobija cierpiące zwierzę.

W między czasie ta stara wredna ginekolog znów mnie badała, co zintensyfikowało ból  w skali - do 10. I kiedy zaczęłam dosłownie wyć i wierzgać nogami, przytrzymała mi je i powiedziała, że cyt. "pomoże mi". Czułam, że robi mi coś nienormalnego i ostatkiem przytomności przypomniały mi się słowa naszej położnej ze szkoły rodzenia, żebyśmy czasem nie dały sobie pomóc, czyli zrobić masażu szyjki, bo to jest zakazane i bardzo niebezpieczne.Wtedy kopnęłam babsko i wykrzyczałam, żeby mnie zostawiła.

Przyszedł doktor, który mnie przyjmował. Pamiętam, że błagałam go, żeby "wyjął mi to dziecko", bo inaczej umierę. Cały czas trwały skurcze parte co 3 minuty. Doktor zbadał mnie ponownie. Długo.W ciszy. W końcu stwierdził, że dziecko przy skurczu schodzi w kanał, ale za chwile się wraca i konieczna będzie cesarka, o którą od 2 prawie godzin błagałam. To, co się działo potem pamiętam jak przez mgłę. Pamiętam, że nagle znalazło się mnóstwo ludzi ubranych na zielono. Podłączono mi kroplówkę i kazano podpisywać dokumenty. Nie mogłam utrzymać długopisu,bo tak trzęsły mi się ręce, a co dopiero się podpisać. Kazali również wstrzymywać parcie. Te z was, które już rodziły wiedzą, co to są skurcze parte i czy można je powstrzymać. To było jeszcze gorsze od parcia.

W ostatniej chwili lekarz poprosił mnie, żebym jeszcze raz spróbowała. Pomogła mi wtedy znajoma doktor pediatra, która czekała już w sali, aby zbadać dzidziusia. Powiedziała wtedy: "Niech się Pani strasznie wkurzy. Ale tak strasznie, jakby nie mogła Pani zrobić takiej wielkiej kupy i niech Pani poprze strasznie mocno". Popatrzyłam jej w oczy i spróbowałam ostatkiem sił jeszcze raz. 3 parcia na jednym skurczu. Lekarz i tatuś Maciuś przyciskali mi nogi. Wtedy doktor stwierdził, że: "Jednak chyba Pani urodzi". Odszukałam w sobie ostatki sił, bo czułam, że jeśli tego nie zrobię, to umrę. I przy następnym skurczu nacięto mi krocze i wypchnęłam główkę. Moment do następnego skurczu był jeszcze gorszy (główka w kroczu), ale kiedy się zaczął, wypchnęłam całego dzidziusia.

Byłam w amoku. Jak strasznie skrzywdzone zwierzę. Płakałam strasznie. I powtarzałam tylko dwa słowa : "Moje dziecko, moje dziecko". Pamiętam, że trzęsły mi się nogi. Położono mi mojego dzidziusia na moment na piersi i zabrano. I nie powiedziałam mu tego, co chciałam jak tylko przyjdzie na świat. Nie powiedziałam, bo byłam w szoku, amoku jakimś. Patrzyłam tylko na tatusia Maciusia, którego cały jeszcze czas ściskałam za rękę. Płakał.

A mnie, wydzierając w ten sposób z łona dziecię, zabrano całą radość z cudu narodzin...


Opisałam swój poród tak dokładnie i wystawiłam do ogólnej wiadomości w ramach protestu i ostrzeżenia. Mnie nikt nie uświadomił, że poród jest takim potwornym przeżyciem. Miałam o to żal i do przyjaciółek i do własnej mamy.
I jestem do dziś w głębokim szoku, że w XXI wieku kobiety nadal rodzą w takim ogromnym cierpieniu i w takich ohydnych warunkach. Ja miałam poród z komplikacjami, jednak były one do przewidzenia, a wyszły tak późno, przez czyste zaniedbanie.Nie zrobiono mi głupiego usg, oceniającego sytuację "w środku". To co przeżyłam, o zgrozo w obecności lekarzy było nieludzkie. I wierzcie mi, że nawet jeśli poród jest lżejszy, to i tak kobieta cierpi. Nie ma przecież bezbolesnych porodów. Nie mogę pojąć, dlaczego tak się dzieje, skoro nawet u dentysty przy głupim borowaniu można dostać znieczulenie. Gdy tylko zaboli głowa, można łyknąć tabletkę przeciwbólową, a rodzącej kobiecie nadal  wydziera się dziecko z łona w taki nieludzki sposób. To jest skandal!

34 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. tak mi przykro, aż mi łzy stanęły w oczach. ja swojego porodu nie jestem w stanie opisać, był porównywalny do Twojego, a nawet gorszy (Synek po porodzie krzyknął leciutko, a potem zebrała się zgraja ludzi, którzy ratowali mi Czekoladkę). Też uważam, że było to najgorsze przeżycie w moim życiu... Gdyby nie Czekoladka to plułabym sobie w twarz, że byłam tak głupia, żeby w ogóle w tej ciąży być... Dobrze, że mamy to już za sobą. Teraz napawaj oczy swoją Kruszynką :) pozdrawiam! i mocno ściskam - wiem co czujesz/czułaś!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ból pamiętam, dokładnie taki jaki opisujesz tylko coś mi się zdaje, że miałaś opiekę do dupy, bo ja nieopłacona miałam lepszą!
    Opis twój jest wstrząsający, przykro mi że przeszłaś to wszystko, bo to taka piękna chwila w życiu kobiety.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak się zastanawiam nad tym co napisalas odnosnie masazu szyjki. U mnie w szkole rodzenia mowili cos zupelnie innego - mianowicie taki masaz moze duzo pomoc kobiecie, tylko nie wolno go przeprowadzac "na skurczu". Tak czy siak taki porod to naprawde skandal!

    OdpowiedzUsuń
  5. współczuję Ci bardzo! rozumiem co czujesz, bo ja w takich męczarniach rodziłam pierwsze dziecko 15 lat temu. wprawdzie wtedy w końcu po półtorej doby skurczów i braku rozwarcia oraz zanikającym pod koniec zmagań z fizjologicznym porodem tętnem dziecka, lekarze zdecydowali się na cesarkę, ale zanim to zrobili, ja też myślałam, że tam umrę i nigdy nie urodzę drugiego dziecka. dlatego tym razem przyrzekłam sobie, że choćby nie wiem co, to ja na nich wymuszę i dopięłam swego. ten poród z cesarką ze znieczuleniem miejscowym wspominam "cud, miód, malina..." - gdybym to ja mogła decydować o tym, jak kobiety powinny rodzić, na cesarkę pozwalałabym każdej kobiecie, która tego by chciała

    OdpowiedzUsuń
  6. no i tyle powyżej słów o cierpieniu i hardcorowych przeżyciach, a ja zebrałam straszne baty w sieci, za to, że chcąc tego uniknąć wybrałam od razu CC... ech...
    uważam, że jeśli można łyknąć tabletkę, jesli można mieć znieczulenie przy borowaniu, to można też mieć CC i rodzić w spokoju i bez cierpienia i upokorzeń. amen.
    najważniejsze, że wszystko to już za nami wszystkimi i teraz z maluchami możemy się skupić na czym innym :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytam i przypominam sobie własny poród. Wszystko było jak u Ciebie - cały dzień skurczów z rozwarciem na 2 palce, Dolargan itd. Ale około północy położne - wściekłe, że im zakłócam spokój - chciały mieć za sobą całą zabawę, przebiły pęcherz i zrobiły masaż szyjki, po którym pojawiły się skurcze, więc druga faza trwała 40 minut. Jedno wiem dziś - to całe pieprzenie, że zapomina się o bólu, gdy się zobaczy dziecko jest nic nie warte. Kupuję świnię- skarbonkę,zbieram na znieczulenie i szukam uczciwego szpitala. Jeśli w ogóle zdecyduję się na powtórkę.
    Masz rację - współczesny poród to skandal.

    OdpowiedzUsuń
  8. Popłakałam się Marta bo mnie to dopiero czeka za dwa miesiące. I jak wiesz, w tym samym szpitalu :/. Od jakiegoś czasu mam lęki związane z porodem, ale po przeczytaniu tego, to już mam pietra na maksa. W sumie po takich przeżyciach to każda z nas powinna nie tylko becikowe dostać, ale i ogromną nagrodę pieniężną za zasługi dla ludzkości. Aż dziw mnie bierze, że po tego typu porodach albo i gorszych, tak niewielki, w sumie, odsetek kobiet ma depresję poporodową. Koszmar. Boję się strasznie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja po przeczytaniu tego posta dostałam depresji przedporodowej i nie mogę od wczoraj dojść do siebie. Planuję więcej dowiedzieć się o znieczuleniu "w kręgosłup". Zaczęłam się bać na poważnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Popłakałam się i zrobiło mi się BARDZO przykro. Jak oni mogli Ci to zrobić??? jak można na coś takiego pozwolić? i gdzie podziały się te piękne i wzniosłe hasła o "rodzeniu po ludzku"? trzy moje koleżanki również przeszły tak bardzo dotkliwe chwile podczas porodu, jedna panicznie boi się rodzić ponownie, druga po 20 godzinach miała cesarkę pod pełną narkozą, trzeciej dziecko przez długi poród urodziło się niedotlenione i z jednym punktem i tylko cud sprawił, że mała teraz funkcjonuję bardzo dobrze i prawidłowo się rozwija. Przecież to skandal!!! Masz to już za sobą! Wiem, że trudno zapomnieć, ale mam nadzieję, że z każdym dniem to wspomnienie będzie mniej bolesne...Przytulam wirtualnie!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. a kobiecie rodzącej można podawać dolargan bo z tego co wiem to lek narkotyczny i stąd czułaś się po nim tak jak opisałaś ale czy on nie szkodzi dzieciaczkowi?

    OdpowiedzUsuń
  12. a niby wszystko tak ślicznie, pięknie ;-/ najbardziej wkurza postawa lekarzy ... niesamowicie Pani to opisała.!

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam ten opis i komentarze też Mojemu. Teraz zrozumiał dlaczego budzę się w nocy i rozmyślam jak to będzie ze mną na porodówce. Wkurzył się też strasznie i powiedział,że zrobi wszystko żebym tak nie cierpiała. I chyba zaczęliśmy się bać oboje.

    OdpowiedzUsuń
  14. Oj Marta...

    Wspólczuję porodu, faktycznie połozna opłacona raczej się nie sprawdziła.Powinni szybciej zrobic Ci CC.Ja rodziłam u nas w mescie i własnie sie tak to skończyło, bo własnie miałam tak silne parte , a Mały był żle wstawiony w kanał rodny wiec nie dałabym rady- tj, pewnie bym dała ale w okropnych męczarniach.Moj poród trwał raptem 5 h od momentu odejscia wód w domu o 10.00 do wydobycia Młodego o 15.30 - wiec nie wyobrazam sobie takiego cierpienia....A wiesz ze w szpitalu w ZG znieczulenie "walking anestezia"jest podawane kazdej pacjentce, ktora przeszła kwalifikacje chyba w 37 tyg ciązy?Bezpłatnie, na życzenie. Ja go nie dostałam, bo prawde mowiac- moja dr prowadzaca akurak miala dyzur i chyba juz sie szykowała na CC , bo wody mialam zielone, i tylko dlatego go nie dostałam..
    Biedaku, masz to za soba...
    trzymaj sie ciepło- pozdrawiam _Ola Apteka.

    OdpowiedzUsuń
  15. Dziękuję Ci za ten opis, wzruszyłam się.
    Chciałabym mieć dzidziusia, ale właśnie perspektywa porodu sprawia, że jeszcze nie mam maleństwa :( Co byś poradziła
    Marta czy Ty rodziłaś w Zielonej?

    Karolinka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. CC radze... nawet jakbys miala kredyt na nia wziac

      Usuń
  16. Niestety ale lekarka podczas mojego porodu stwierdziła ze dziecko trzeba wyciągnąć Kleszczami nie zgodziłam sie wiec powiedziała ze jak niedam rady po trzech parciach wyciaga kleszczami.Starałam sie bardzo ale nie mogłam.Wyprosili mojego męza choc pózniej stwierdzil ze juz by sie nie dal wyrzucic.Pojawilo sie wiecej ludzi wkolo mnie ja w szoku strachu pekłam i zostalam pocieta.Wyciagnieto mi dziecko kleszczami Mój mąz wszedl nie mógł wytrzymac juz mojego rzyku a mnie strasznie mocno dusili po brzuchu zeby wyszło łożysko.Maz widzial dzieko pierwszy jak wszedł zobaczyl ze dziecko jest zawiniete w pepowine.Dziecko zabrali na badania a mnie zaczeła zszywac ja sie podnosiłam z bólu a ona ze mam tak sie nie ruszać bo bedzie dłuzej trwało miałam 24 szwy.Dziecko tylko mi pokazali przez chwile i wzieli a mnie przewiezli na sale.Po nocy czekalam na dziecko zrobiło sie południe i zadnej wiadomosci wstalam z łózka i ledwo doszlam do pielegniarek spytac sie co z moim dzieckiem a one pani po kleszczowym powiedzialy ze mam wyjsc i isc sie polozyc dziecko jest pod lampami.Moj mąz przyjechal poszedl sie dowiedziec co i jak.Dziecko przyniesli mi dopiero wieczorem do karmienia i spowrotem wzieli.i tak dwa tygodnie w szpitalu koszmarne dla mnie było.A najbardziej mnie zdenerwowalo lekarka na obchodzie tydzien po porodzie pytając sie czy dziecko lezy samo czy z innym dzieckiem a ja ze niewiem a ona tak sie pani dzieckiem interesuje.A ja glupia nic nie odpowiedzialam.Niewiem dlaczego nie powiedzialam ze dwa razy kazano mi wyjsc to myslalam ze nie wolno chodzic.Teraz inaczej bym sie odzywala a wtedy pięc lat temu bałam sie odezwac.Drugie dziecko rodziłam 7 miesiecy temu w Irlandii poród cudowyny opieka i traktowanie kobiety i dziecka wspaniałe.Lekarka odbierajaca porod przemiła pomagała mi bardzo.Oczywiscie pękłam ale zszywanie nie bolało.Nie ma porównania.Niewiem czy w Polsce trzeba zapłacic zeby byc dobrze traktowanym.Muwi sie ze poród sie zapomina ale jakaś zadra na sercu zostaje.A dodam ze pierwsze moje dziecko po porodzie kleszczowym rozwija sie bardzo dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  17. teraz wiem że miałam rację z wstrzymywaniem się przeczytania tego postu; powinnam była poczekać jeszcze dłużej... :-( strasznie Ci współczuję, popłakałam się, że taki koszmar przeżyłaś i to pod okiem położnych i lekarzy.. :-( obawiam się o własny poród, ale teraz wiem czego się mam obawiać - niekompetencji ze strony lekarzy. koszmar! weronika i Vinti ma rację, powinnyśmy dostać nagrodę ludzkości i CC powinno być ogólnodostępne i stosowane tak jak znieczulenie przy wyrywaniu/borowaniu zęba!

    OdpowiedzUsuń
  18. współczuję, ja nawet wiem czemu nie dają znieczuleń nie robią na czas cesarek, chodzi o kasę z nfz. po przejściach na patologi ciąży postanowiłam rodzić w prywatnym szpitalu, tym bardziej że wiedziałam że nie będzie łatwo i nie było, poród zaczął się dużo wcześniej niż planowaliśmy i generalnie niewiele pamiętam, traciłam świadomość, dziecko cisnęło mi się na jakaś kość a nie tam gdzie potrzeba a pępowina była tak krótka że ledwo po cesarce go wyjęli, w samym szpitalu poszło bardzo szybko i nawet nie chce myśleć jak to by się skończyło tam gdzie leżałam na patologi, XXI wiek a ile dzieci po porodach i za późno przeprowadzonych cesarkach ma poważne problemy, tego czego naoglądałam się i nasłuchałam w ośrodku rehabilitacyjnym nie da się opisać
    Mam nadzieję że Twoje dziecko po tym nie ma problemów i Tobie życzę powrotu do formy

    OdpowiedzUsuń
  19. Dzisiaj przypadkowo trafiłam na Twojego bloga i jak przeczytałam Twojego posta to od razu przypomniał mi się mój poród. Był identyczny. Tylko, że mój był wywoływany. Ale również z bólu błagałam o cesarkę (na drugi dzień byłam jednak wdzięczna, że mi jej nie zrobili). A masaż szyjki macicy to coś okropnego. Pamiętam, że bardziej niż te skurcze bolało mnie badanie przeprowadzane przez lekarza i położną (a przeprowadzali je jak dla mnie o wiele za często). Idąc do porodu nastawiłam się, że czeka mnie dużo bólu, ale czegoś TAKIEGO się nie spodziewałam! Pocieszam się, że ponoc przy drugim dziecku wszystko idzie już łatwiej. Bo mimo tego bólu i okropnego porodu marzy mi się jeszcze jeden dzieciaczek :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. nie wiem co mnie wzielo aby teraz to przeczytac! Poplakalam sie!
    Obie jestesmy juz dobre 9 miesiecy po porodzie! ja mam zupelnie inne wspomnienia, ale moze dlatego, ze :
    a) rodzilam w ludzkich (zeby nie powiedziec w luksusowych) warunkach
    b) mialam swietna polozna
    c)wszystko trwalo zaledwie 4h

    Ale wiesz do czego zmierzam? Do tego, ze zaraz po porodzie jak dostalam Janka na rece jedyne slowa, ktore moglam wypowiedziec, ktore przychodzily mi na mysl, to wlasnie slowa " Moje dziecko" ;)i zastanawiam sie teraz czy to jest typowa reakcja poporodowa czy tylko zbieg okolicznosci!;)

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja nie pojmuję. Do dupy szpital. Mój poród trwał 13 godzin od pierwszego skurczu do narodzin. Świetna położna, ból umiarkowany, bez znieczulaczy. Ale po przeczytaniu "Kryzysu narodzin" Sheili Kitzinger nic mnie już nie dziwi. Dobrze że przeczytałam ten post teraz a nie na krótko przed porodem swoim... Bo bym chyba się kazała zaszyć.. Współczuję, dobrze, że macierzyństwo wynagradza Ci podłość porodu.

    OdpowiedzUsuń
  22. Bo bardzo wiele zależy tez od przebiegu porodu, mój przez dużą część był bardzo ciężki, ale "zjadliwy", natomiast kiedy nastąpiły komplikacje przy parciu... Poród naturalny jest bolesny, ciężki ale do przejścia, natomiast poród z komplikacjami to już traumatyczna jazda bez trzymanki i wówczas właśnie personel powinien zrobić wszystko, aby zapanować nad sytuacją. U mnie popełniono wiele błędów, narażając mnie na niepotrzebne męczarnie.

    Cieszę się, że Tobie się udało i masz już ze sobą swoje maleństwo po drugiej stronie brzuszka;-)
    Teraz zacznie się prawdziwe szczęśliwe życie. A z dnia na dzień będzie coraz cudowniej!

    OdpowiedzUsuń
  23. Wiem już z innego postu, że jesteś z ZG i jestem pewna, że rodziłyśmy w tym samym szpitalu z tą samą "panią doktor" i "relaksowałam się" pod tym samym natryskiem. Nastawiałam się na poród pozytywnie ale to co tam przeżyłam - to był najgorszy koszmar. Chyba niczego gorszego nie mogłam się spodziewać. Łza w oku mi się kręci gdy pod wpływem Twojego posta wróciłam do tamtych wydarzeń. Nadal nie mogę o tym spokojnie myśleć. Ja rodziłam 8 godzin w bólach krzyżowych, z bólu traciłam przytomność, błagałam o cesarkę. Nawet nie mam sił tego opisywać. Kilka godzin w skali 10. Gdy w skurczach partych mały nie chciał wyjść z łaską mi tą cesarkę zrobili a na wypisie ... zagrożenie śmierci płodu. Dla mnie poród to trauma. Dodam, że rok wcześniej też leżałam w tym szpitalu. 9 dni z martwą ciążą. czekali nie wiem na co. Krew pachniała zgnilizną a oni mnie tak przetrzymywali. Gdy w międzyczasie moja mama ubłagała lekarza, żeby jeszcze raz mnie zbadał, bo to czekanie na "rozwój sytuacji" jest bez sensu - czekałam na badanie cały dzień po czym po kolejnych błaganiach mojej matki - lekarz na korytarzu spytał pielęgniarki: dlaczego pani X jeszcze nie miała USG a ten babsztyl wydarł się na cały oddział: "jej i tak nic nie pomoże" ... tak więc o mojej sytuacji słyszeli wszyscy ... taka jest rzeczywistość :( ...................

    OdpowiedzUsuń
  24. Strasznie to przykre, co opisałaś...Okropne!
    Ja rodziłam w wychwalanym szpitalu w Sulechowie, który zdobył nagrodę w jakiejś akcji "rodzić po ludzku"...

    OdpowiedzUsuń
  25. widać w naszym regionie wszędzie jest podobnie :/

    OdpowiedzUsuń
  26. jak to przeczytałam to myślałam, że mnie trafi szlag...a mój maż się pytał kiedy to było??? ale o tym szpitalau się od koleżanki nasłuchałam ...szkoda gadać myslę, że miałaś trochę pecha trafić na taki personel... moja inna koleżanka miała tak samo w Poznaniu 5 lat temu wkońcu zrobili cc ale więcej dzieci nie chce mieć ja rodzę za 5 tyg ...no i co mam powiedzieć nastawiam się, na szybki i łatwy poród bo co innego mi pozostało:)

    OdpowiedzUsuń
  27. Będę trzymać kciuki, żebyś miała szczęście. Bo szczęście to w przypadku porodu połowa sukcesu;-)Musisz w to wierzyć, że będziesz w gronie tych kobiet, które poród wspominają cudownie.
    Teraz, z perspektywy czasu i ja stwierdzam, że nawet w takiej męczarni, jak moja, było coś magicznego...I wiesz co, bardzo chciałabym przeżyć poród jeszcze raz.Tylko, że teraz to będę już mądra;-)
    Ściskam miłego anonima;-)

    OdpowiedzUsuń
  28. witaj! Weszłam na Twojego bloga przypadkiem, ale to co tu wypisujesz jest niestety prawdą, nie tylko w szpitalu, w którym Ty rodziłaś. Mój poród w porównaniu z Twoim był szybki od 8-19.50, ale też spotkałam się z prysznicem w łazience ogólnodostępnej (jak sie cała rozebrałam wparował mi tam się wysikać jakiś facet, dopiero jak mu wrzaskłam, że ma spierd... to się obrócił i uciekł spanikowany), poród odbierała mi stara lekarka zakonnica, która położyła mi się na brzuchu, bo mała nie chciała wyjść, masaż szyjki też miałam, a na dodatek mój mąż dostał opieprz, że ma tak nie łazić w kółko koło mojego łóżka tylko nogi mi trzymać. W zasadzie to jak przeczytałam Twój post to wszystko mi się przypomniało. Szpital, w którym rodziłam jest najlepszy w naszym powiecie, także nie wiem jak wyglądają inne...

    OdpowiedzUsuń
  29. Witaj!Przykro mi, że sukcesywnie poznaję kolejne kobiety tak strasznie skrzywdzone. Szpital, w którym rodziłam swego czasu dostał nagrodę w plebiscycie rodzić po ludzku. Mój wybór był doskonale przemyślany... Ale widocznie i ja i Ty miałyśmy pecha...Może gdybyśmy miały zwykły poród, to , nie miałybyśmy aż tak koszmarnych wspomnień o szpitalu.
    Pozdrawiam Cię ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  30. Wiem, że na pewno prędko tego komentarza nie odczytasz, o ile w ogóle. Może kiedyś najdzie Cię ochota czytać wszystko co napisałaś i zajrzeć w komentarze. Nie wiem. Chciałam Ci tylko podziękować! Dziękuję za ten wpis! Za dwa miesiące będę rodziła... Niby dużo się mówi o tym, że ciężarna nie powinna słuchać historii ciężkich porodów. Też byłam tego zdania, w końcu "będzie co będzie", ale jakoś nie mogłam ominąć tego wpisu. Poryczałam się jak stado bobrów! Bardzo mi przykro że musiałaś przez to wszystko przejść właśnie w taki sposób. Teraz już nie łudzę się, że poród to sielanka. Jestem gotowa na najgorsze, a to chyba najważniejsze. Teraz jakikolwiek mój poród by nie był najgorsze mam już za sobą, bo przeżyłam to w głowie, czytając Twój wpis, tak jakbym przeżyła go razem z Tobą! Dziękuję Kochana! Jesteś Wielka!!!

    OdpowiedzUsuń
  31. Jak ja to rozumiem, jak dobrze rozumiem te posty! Moim zdaniem należałoby stworzyć klub AR - Anonimowych Rodzących, aby uleczyć te wszystkie rany, które pozostają po tym wspaniałym, doniosłym wydarzeniu. Jakbym czytała historię swojego porodu! Też popłakałam się czytając to. My kobiety musimy być bardzo silne.

    OdpowiedzUsuń
  32. Miałam termin na 22grudnia. Jakże się cieszyliśmy z tak cudownego prezentu świątecznego... Tymczasem córci było bardzo dobrze w brzuszku... Urodziłam prawie 3 tygodnie później... Mój poród to... koszmar... Nie sądzę, że kiedyś zapomnę to, co przeżyłam... Miałam wiele prób wywoływania porodu.. foley- nie pomogło... Potem zaczęła się oksytocyna- najpierw 5- nic, potem 10- nic, znów 5- wydawało się, że znów nic- ale kiedy zostało parę kropel nagle dostałam tak potworne skurcze...co 3 min...krzyżowe... trwało to 14 godzin.... rozwarcie 2 cm... ból podczas badania... nie do opisania... ocierałam się o ścianę....na łóżku nie wytrzymałam nawet paru sekund... koszmar... dopiero po 14 godzinach p.doktor zlecił cc. Na stole operacyjnym- zanim wstrzyknęli znieczulenie- zwijałam się z bólu, rzucałam się... mdlałam... Personel był super. Ale co z tego... Na szczęście córeczka każdym uśmiechem oddala mnie od tej traumy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie mi przykro, że musiałaś dołączyć do grona skrzywdzonych mam...Staraj się nie rozpamiętywać tego. Czas leczy rany...Ściskam ciepło i gratuluję córeczki:-)

      Usuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.