czwartek, 2 sierpnia 2012

Jak przetrwać czyli wyjazdowy survival

Zainspirowana nadmorskimi doświadczeniami, wstępnie iście traumatycznymi, ale też przemyśleniami, kiedy to emocje opadły, udało nam się rozkminić bobasa i "zaczęło działać", postanowiłam "sprzedać" Wam kilka patentów, które sprawiły, że udało mi się nie strzelić sobie w łeb, nie zamordować męża, nie porzucić swego krzykacza pod pensjonatem na drugim końcu miasteczka, a nawet spędzić cuuudowny urlop w towarzystwie moich dwóch ukochanych chłopaków, zrelaksować się i wypocząć.

Ostrzegam - są to jedynie patenty, które w naszym przypadku zadziałały, a nie złote rady na wszystko. Życzę jednak, aby potrzebującym pomogły...

1. Jeśli po sześciu godzinach jazdy, zostało Wam TYLKO sześćdziesiąt kilometrów, a dziecię drze się w niebo głosy, bo ma dość - zróbcie postój! Bo inaczej grozi Wam awantura, mogąca się zakończyć:
                                        a. rękoczynem wobec męża
                                        b. słowo czynem wobec wyjca
                                        c. a w najlepszym przypadku - zawróceniem do domu...

2. Jeśli dziecię nie chce jeść, choć jesteś przekonana, że powinno, bo na bank głodne - niech nie je, nawet jeśli właśnie zamówiłaś super świeżą i delikatnie przyprawioną na życzenie rybkę specjalnie dla niego. Zje za godzinę,  przez ten czas z głodu nie umrze, a Ty nie wyjdziesz z siebie i nie staniesz obok. Unikniesz zatem armagedonu, bo "dwie wnerwione Was" to może być nie do przeżycia :-)

3. Jeśli dziecko na ruchliwej promenadzie KONIECZNIE chce chodzić, a nie jechać w wózku, niech chodzi, bo wierz mi, że w tym przypadku nawet tysięczna próba posadzenia go - nie zadziała, a po co psuć sobie spacer.

4. Jeśli idziecie na obiad (i tutaj przytaczam radę mojej kochanej Evelio, która to ratowała mnie w moim rozstroju nerwowym, zaraz po przyjeździe) i chcecie zjeść w spokoju, wyjścia są dwa:

                                      1. Zapychacz - np. chrupki (u nas już nie działają) lub borówki kalifornijskie -                                    
                                          dużo kuleczek, których zjedzenie zajmuje dłuższą chwilę ;-)
                                       2. Opcja puszczenia nerwusa luzem, nawet gdyby miał raczkować po brudnej
                                           podłodze, brudząc przy tym najfaniejsze  białe spodnie, a Ty miałabyś patrzeć
                                           na to, zagryzając zęby.
Zaświadczam, że lepsze plamy owocowe na bluzeczce lub zaświnione spodnie na kolanka, niż drący się, niecierpliwy bobas i obiad, który w próbie ekspresowej konsumpcji, staje w przełyku.

5. Plaża.
    Ehhhhhhhhhhhhhh...
    Czas pogodzić się z myślą, że etap całodziennego leżenia plackiem na czyściutkim, ręczniczku -
    MINĘŁA. Pocieszające, że w niektórych przypadkach uległa jedynie czasowemu zawieszeniu, wszystko w zależności od ilości dzieci i częstotliwości powoływania ich na świat ;-)

Żeby jednak, choć trochę uszczknąć przyjemności plażowania polecam:

                                          1. Półgodzinny system wymienny mama / tata - działa bossssko!
                                          2. Wykopanie przy brzegu "baseniku" , w którym woda będzie na tyle ciepła, że
                                              nie będziesz musiała walczyć z bobasem, aby nie wchodził do morza
                                          3. Niewalczenie z wchodzenie do morza, jeśli basenik się znudził.
                                          4. Usytuowanie się obok rodziny z dziećmi. Dzieci to dla mojego Syna najlepszy
                                              obiekt do obserwacji i można mieć chwilę spokoju, zwłaszcza gdy "tamte"
                                              mają fajne zabawki. Z resztą zawsze cudze zabawki są najfajniejsze.
                                           5. Spacer brzegiem szumiącego morza ze zmęczonym dzidziolem na rękach.
                                               Zdarza się, że bobo pada jak betka i wówczas można mieć całą godzinę
                                               luzu!
                                           7. Poddanie się w walce z krzykaczami sprzedającymi gotowaną kukurydzę i
                                               orzeszki w karmelu. Jest ich tylu, że nawet jeśli uciszysz za pomocą
                                               wprawnej pantomimy dziesięciu, to i tak na bank jedenasty w końcu
                                               dzieciaka Ci obudzi.
                                           8. Pogodzenie się z tym, że dziecię, jak chce, to musi sobie poraczkować,
                                               po mokrym, ostrym piasku. Lepiej z tym nie walczyć. Mniej będzie ofiar ;-P
                                           9. Unikanie olejków do opalania dla siebie. Dzięki temu unikniesz także
                                               frustracji wynikającej z faktu, iż jesteś cała oblepiona piachem, którego nie
                                               da się w dodatku otrzepać...
                                            10. Pogodzenie się i zaprzestanie walki z piaskiem w dziecięcej buzi. Walka z
                                                piachem na plaży, to walka z wiatrakami. Czasami miałam wrażenie, że nasz
                                                Szuszu zjadł pół plaży, ale przeżył, więc jest ok ;-P

6. Na czas jazdy autem polecam karty do gry. Koniecznie w pudełku, żeby je można było wyjmować i wkładać. I oglądać;-)

7. Aaaaaa i jeszcze może nie stricte wyjazdowo, ale polecam butelki - bidoniki z wodą mineralną. Dzięki temu nasz Nacio nauczył się pić mineralkę! Bo jakaż to frajda pić z takiej flachy dla dorosłych!

Na tę chwilę, to wszystko co przychodzi mi do głowy.
Wiem, że co mama, to będzie miała inne zdanie na temat moich patentów. Jednak mnie one uratowały wyjazd, bo po dotarciu na miejsce okazało się, że mój ukochany, najgrzeczniejszy na świecie Synu, rozjuszony nadmorskimi atrakcjami, stał się diabłem wcielonym, a każda moja próba postawienia na swoim, kończyła się frustracją i brakiem efektów.

Wówczas zaczęłam stosować naprzemiennie dwie zasady:
1. Wówczas, gdy nie warto się szarpać - zaczęłam wyluzowywać i odpuszczać
2. Wówczas, gdy dziecku groziło realne niebezpieczeństwo, konsekwentnie stawiałam na swoim, nawet za cenę dziecięcej histerii, doprawionej setką nieżyczliwych spojrzeń, gdy to podczas naszego pierwszego , chłodnego wieczoru na plaży, mój Synu koniecznie zapragnął wykąpać się w morzu. Koniecznie w ubrankach...



                                       

20 komentarzy:

  1. dzięki! przyda się!

    OdpowiedzUsuń
  2. my również wyjeżdżamy z naszą małą (15 m-cy) nad morze. Czeka nas przynajmniej 10-cio godzinna podróż, więc wiele rad się przyda, niektóre praktykuję już teraz, ale pomysł z kartami napewno "zgapię" :) W domu takim zamiennikiem kart są żabki do prania wkładane i wyciągane do wiklinowego koszyczka, wtedy mam spokój na 15 minut - bezcenne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do zgapiania;-)
      A żabki do prania to i u nas number one. Do dziś pojąć nie mogę, co akurat w nich takiego fascynującego;-P

      Usuń
  3. U nas chrupki jako zapychacz narazie działają :) Chociaż w restauracji to sprawdza się u nas tylko opcja dzielenia się z dzieckiem jedzeniem ze swojego talerza ;) Co do plażowania to u nas działa system wymienny - tata pilnuje Milki, Mama pilnuje Fabiana a później zamiana dzieci ;) Oczywiście łatwiej pilnuje się Emilki która sama się pobawi i z którą można się spokojnie w wodzie popluskać ;)
    Drugie foto rewelacyjne - Mały krzyczy a mama oaza spokoju :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehhhhhh mamę podwójną szanuję, wielbię i jestem pełna podziwu...Ściskam ciepło!

      Usuń
  4. :-)))) nawet nie wiesz jak cieszę się, że z sukcesem wypoczęliście!!! Taki to już nas maminy los, że musimy opracowywać różne patenty:-))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to w dużej mierze Twoja zasługa, moja droga, moja inspiracjo i nauczycielko;-)

      Usuń
  5. Te zasady przydają się nie tylko nad morzem, a po małym przerobieniu ich nawet w życiu codziennym. Tylko, że ja jestem tak roztrzepana i najpierw robię, później myślę, że ciężko będzie mi je wdrożyć, by nie być wciąż sfrustrowaną jak zawsze..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierz mi kochana, że jak tak człowiek trochę nad sobą popracuje, to wszystko się da;-)A wyluzować to chyba najłatwiej;-P

      Usuń
  6. To ja dodam coś od siebie. Zawsze ale to zawsze noszę przy sobie małą wywrotkę i koparkę, łopatkę i pieluszkę tetrową do przytulania. To ważniejsze niż komórka i klucze :-) Autko można zasypywać, jeździć nim po murku. Gdy pogoda na urlopie była nie pewna (większość czasu hmmm), w wózku woziłam kalosze, płaszczyk przeciwdeszczowy i takie gumowe gacie - http://www.zorza-polarna.pl/pl/p/Slaskeman-Kids-Set-wodoodporna-kurtka-i-spodnie-dla-dzieci-Didriksons-Opti-blue-Zigzag/589 Po co walczyć z dzieckiem, które pcha się do błota i kałuży? Szast prast dziecko zafoliowane i może szaleć do woli, a potem pakowałam to do worka na śmieci i po powrocie myłam w umywalce. Ściągnęłam sobie też na smartfona parę aplikacji do rysowania paluszkiem, jakiś zwierzątek wydających odgłosy po dotknięciu palcem i takie tam i stosowałam gdy trzeba było gdzieś poczekać. Mam też łamigłówki i karty obrazkowe z serii Czu Czu, też się w takich chwilach sprawdzają, oraz niewielki znikopis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za cenne uwagi! Super, że dołączyłaś coś od siebie;-)
      Ściskam ciepło...

      Usuń
  7. ohh my za dwa tyg wybieramy się nad morze więc rady się przydadzą :-) co poniektóre już stosuję od pewnego czasu i działają :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo my mamuśki w gruncie podobnie czujemy i myślimy...A przynajmniej te zwyczajne, nieidealne ;-P

      Usuń
  8. Świetne rady :) Na razie jesteśmy jeszcze w dwupaku, ale nad morze wybieramy się na wiosnę przyszłego roku :) Więc wypunktowane rady na pewno wtedy się przydadzą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dwupaku...Ehhhhh...
      Cudownie!Zazdroszczę baaaaaaaaardzo!I trzymam kciuki za małą rybkę w brzuszku i mamusię, co dźwiga ten słodki ciężar;-)

      Usuń
  9. Jak czytam te porady, to przypomina mi sie, ze w Dziecku z Bliska (ostatni raz o tej ksiazce, serio:)) autorka mowi o tym, ze kazdego dnia mamy rozne zakresy tolerancji jezeli chodzi o nasz stosunek do zachowania dziecka (wiadomo, czasem cos nas bardziej wkurza, czasem mniej:)). Ale tez, ze tak jak dziecko stara sie wybadac, przekraczac swoje granice, tak i rodzic tez czasem powinien je przekraczac. Dla dobra swojego i dziecka:) Wrzucic na luz - to jest to!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooooo no to cieszę się, że mądre głowy mają podobne poglądy;-P Dzięki za cenne refleksje;-)

      Usuń
  10. My co prawda nad morzem nie byliśmy jeszcze, ale w górach i owszem i kilka podobnych patentów sama stosowałam i przyznać muszę na zdrowie mi to wyszło:).
    Pozdrawiam i zapraszam na konkurs rymowany - a kto jak kto ale Mamuśka=Martuśka świetnie sobie da radę!
    http://annazzielonegowzgrza.blogspot.com/2012/07/pene-ziarno-od-bobovity-i-rymowany.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana z przyjemnością, ale mój żbik kachy nie nawidzi i każda u nas prędzej, czy później traci termin...

      Usuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.