sobota, 22 czerwca 2013

Tears in heaven...

Zanim zostałam mamą, dostrzegałam co najmniej o połowę mniej. Wówczas ta piosenka


Była tylko piosenką. Kolejną balladą. 
Ładna. 
Ot tyle. 
O łzach jakichś, w niebie. 
Wówczas mój tata był tylko tatą. 
Zwyczajnie. 
Tata - rodzic - zaraz po mamie. 
Tata co twardy jest. 
Nieugięty...


Tak to już jest, że jedyną chwilą, gdy mogę dłużej pobyć sama ze swoimi myślami, jest czas za kółkiem.
Wczoraj, gdy tak jechałam w samotności, z radia zaczęły płynąć te właśnie, znajome dźwięki. 
W sekundę przypomniała mi się niedawno zasłyszana historia tego utworu KLIK.
Zaczęłam wsłuchiwać się w kolejne słowa...
Po krótkiej chwili pojawiła się pierwsza łza...
Potem kolejna...
Do ostatniego dźwięku bolało mnie serce i wszystkie wnętrzności...

Bo teraz już wiem co to jest miłość do swojego dziecka...
Widzę jaką czułością ojciec potrafi obdarować swojego synka...
I mogę sobie jedynie wyobrazić...
Jak straszliwie cierpi po jego utracie...

Ten utwór to najpiękniejszy wyraz ojcowskiej miłości, jaki kiedykolwiek było mi dane usłyszeć...

Teraz już wiem także, że mój tata nie jest tylko tatą.
Tatuś - bo nie zwykłam zwracać się do niego inaczej...
Twardy jest...
I nieugięty...
Co sprawiło, że i ja twarda się stałam i dało mi siłę do walki, jaką daje mistrz swemu uczniowi .

To On powiedział mi kto to jest Bóg...
To On nauczył mnie najważniejszych wartości w życiu.
Że nie wolno kłamać i kraść...
Że trzeba być uczciwym, obowiązkowym, sumiennym, punktualnym...
Że trzeba szanować starszych...

To On już jako małej dziewczynce czytał mi Biblię na dobranoc, i tłumaczył  niejasności.
To On nauczył mnie jak ogromne znaczenie w życiu mają słowa proszę, przepraszam, dziękuję, dzień dobry i do widzenia...
To On sprawił, że jako dziecko, które nie chodziło do przedszkola, już w zerówce umiałam pisać, czytać i liczyć...
To On miał najsilniejszą dłoń, jaka może ująć dłoń małej dziewczynki...
To On uczył mnie śpiewać kolędy przed Wigilią...
To On zrobił mi chłopca marionetkę z butami, odlanymi z ołowiu, z malutką koszulą w kratkę i spodniami na kant...
To On spędził ze mną godziny całe na dyskusjach filozoficznych...
To On zaraził mnie miłością do starego polskiego kina...
To z Nim kupowało się najfajniejsze buty, bo nie narzucał nigdy swojego zdania...
To On nauczył mnie jazdy na rowerze i zabierał na wycieczki rowerowe...
To On zaszczepił umiłowanie do starego rocka...
To On ratował przyniesione z podwórka ptaki, chore chomiki...
To On był obok, gdy nasz ukochany pies zamykał oczy na zawsze...
To On dawał tak silne poczucie bezpieczeństwa, że choćby miał nadejść koniec świata, byłam pewna, że Tata pomoże. Zapanuje nad tym...Bo jest najsilniejszy na świecie...Nieugięty...

Dlatego teraz, gdy dzięki memu synkowi widzę więcej, już wiem, że mój twardy Tata, z jego twardą ręką, nie jest zwyczajnie tatą. 
Mój Tata nie przeczytał nigdy żadnego podręcznika o wychowywaniu dzieci.
Wychowywał nas tak, jak podpowiadał mu jego rozum i sumienie.
Tak, jak i On sam  był wychowywany.
I choć czasami popełniał błędy, wychowywał nas najlepiej, jak potrafił.
Dzięki temu jestem, jaka jestem.
Nieidealna, trochę rozchwiana, ale w gruncie rzeczy fajna.
Wrażliwa...
I twarda...





3 komentarze:

  1. Niedlugo minie 20 lat od kiedy moj Tata nie zyje, a mimo to czuje to samo, bez niego nie bylabym Kim jestem

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie to napisałaś. Żałuję, że nie miałam takiego taty jak Twój

    OdpowiedzUsuń
  3. Straszna historia tego utworu :( Nawet nie wiedziałam.

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.