wtorek, 23 września 2014

Nic nie robić.

Tak jak radziła moja przyjaciółka zjechaliśmy w polną drogę, brukowaną kamieniami.
Jechaliśmy dłuższą chwilę.
Wreszcie naszym oczom ukazał się wjazd na posesję, a dalej budynek bardzo przypominający dwór czy nawet pałac.
W moment podbiegły do nas dwa rosłe wilczury.
Nie boję się psów, więc dziarsko wysiadłam z samochodu.
Kiedy podniosłam wzrok znad psiego łba, w drzwiach wejściowych stali już uprzejmi państwo i witając nas, zapraszali do środka...

Tak właśnie rozpoczął się nasz weekend w jednym z najbardziej zjawiskowych miejsc, które miałam okazję odwiedzić.

Zarezerwowaliśmy ze znajomymi dworek, czyli osobny dom z czterem sypialniami, kuchnią i dwoma łazienkami. Wnętrze w rustykalnym klimacie. W każdym pokoju piec...Rozpalony...Z trzaskiem palonego drewna w tle.

Gdy tylko rozlokowaliśmy się, Pan Marek zaspokoił nasz głód takim jedzeniem, że rajtuzy spadają.
Żurek tak pyszny, że nawet mój mąż, który nie znosi zup, zjadł cały talerz. Na stole dwa rodzaje kompotu. Prawdziwego. Z małych, malowniczych jabłek. Ochhhh, nawet nie wiecie, jak bardzo żałuję, że nie miałam wtedy aparatu.  A do tego - gwóźdź programu - CYDR! Taaak cudownie jabłkowo - cynamonowy, że... Podobno poważnie nadwyrężyliśmy zapasy Pana Marka;-P

Ale, ale, to nie koniec zachwytu.
Bo otoczenie...To prawdziwy majstersztyk natury. Fantastyczny, dziewiczy, stary las...Z cudownie miękkimi połaciami mchu, mostkami, kładkami i grzybami średnio po trzydzieści deko każdy.
Jezioro.
Kryształowe.
Woda czysta, jak mineralna z butelki.

Posiadłość nie mniej urocza.
Na trawie babie lato...
Dookoła cisza taka, że aż w uszach piszczy, a gdy słońce zajdzie - wszędzie robi się tak ciemno, że czubka nosa nie zobaczysz...

Wczesny poranek spędziłam na zadaszonym tarasie, opatulona grubym, ciepłym swetrem. Z gorącą, pyszną kawą, w garści.
Nie robiłam nic.
Siedziałam.
Patrzyłam na okręgi na stawie, wywołane przez deszcz. Słuchałam jak krople odbijają się od liści.
I powiem Wam, że było to najmilsze nicnierobienie, odkąd sięgnę pamięcią...






















Sweterek w paski - Kappahl - mój ulubiony S.H.
Kurtka - marynarka - Exit - mój ulubiony S.H.
Spodnie w ptaszki - Zezuzulla - tutaj
Buty - Emel - allegro
Czarne spodnie z łatami - Mamuka - tutaj
Miętowa bluza - Mamuka - tutaj
Kalosze - Croqui - tutaj






6 komentarzy:

  1. Miejsce urokliwe bez dwóch zdań, aż zatęskniłam za jesiennym lasem. Zdjęcia super, wszystkie! Pozdrawiamy wraz z Fiołkiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to trzeba się do lasu wybrać :-)Ja też pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ojejj.... Musisz koniecznie dać namiary na to piękne miejsce, bo czytając to do głowy przyszły tylko 3 słowa: musze tam być.
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ze mnie gapa. Miejsce jest w Zagajach koło Szczecinka, a nazywa się Gościniec Chataeu Maugo:-)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Bardzo przepraszam, komentarz wylądowałam zupełnie przypadkowo... Gościniec znajduje się koło Szczecinka:-D

      Usuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.