czwartek, 4 września 2014

Robale.

W szkole podstawowej mieliśmy takiego fajnego kolegę.
Kolega Remik - ksywa Suchy - jako jeden z niewielu dostawał kieszonkowe.
Spore.
Jego rodzice mieli prywatny biznes, przynoszący takie dochody, że Suchy oprócz kieszonkowego miał też firmowy dres adasia i buty najki. Aaaa zapomniałabym o czapeczce z daszkiem.
Chyba nie muszę dodawać, że w latach dziewięćdziesiątych były to nie lada luksusy.
Suchy uczył się przeciętnie, natomiast był ponad przeciętnie duży.
Wypasiony chłopak.
Lubiliśmy go.
Był bardzo sympatyczny i miał dobre serce.
Potrafił się dzielić.
Na przerwie szedł do sklepiku, kupował kilka paczek czipsów, i to kolorowe picie w woreczku ze słomką.
Zawsze chętnie dzielił się z tymi, którzy go poprosili.
Sama nie raz dostałam łyka ;-)
Do dziś mam w głowie obrazek, jak Suchy wchodzi do klasy obładowany sklepikowymi słodyczami.
Zazdrościłam mu.
Tak.
Zazdrościłam mu tej kasy, swobody i dostatku...



Mamy z mężem takiego znajomego, który zawsze ponadprzeciętnie zasypywał swoje dzieci różnymi zbytkami. Słodycze, firmowa odzież, owoce, duuuużo owoców, lodówka zawsze przepełniona.
Obiecał sobie, że jego dzieci nigdy nie poczują tego co on, gdy nie miał śniadania w szkole.
Nigdy nie miewał...

Odkąd sięgam pamięcią mój dziadek co roku na każde święta Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy oprócz sterty cudownych prezentów, zasypywał nas mnóstwem czekoladowych figurek. Takich w kolorowych sreberkach. Teraz obdarowuje nimi mojego synka.
Zawsze natomiast z radością i ciekawością w oczach obserwował nasz zachwyt.
Kiedyś opowiedział nam, że jako mały chłopiec nieraz stał zimą przy sklepowej witrynie z przyklejonym doń nosem i oglądał takie figurki.
Bardzo chciał je mieć. Marzył o nich.
Ale jego rodziców nie raz nie było stać na urządzenie wigilii, a co dopiero kupowanie słodyczy.

Dzisiaj rano mój syn oświadczył, że chciałby podzielić się ze swoimi kolegami z przedszkola.
- No dobrze Nacio, to super, ale czym chciałbyś się z nimi podzielić.
Syn pognał do kuchni, do szuflady ze słodyczami i po chwili przybiegł tryumfalnie dzierżąc w dłoni sporą paczkę żelkowych robalków Haribo.
- Tym! - odrzekł.
Zabraliśmy robale do przedszkola.
Na korytarzu otworzyliśmy paczkę.
Weszliśmy do sali.
Nacio zawstydził się na tyle mocno, że nie mógł z siebie wydusić, że chciał się podzielić.
Pomogłam mu i w sekundę otoczyły nas dzieci z wyciągniętymi łapkami. Rozdawaliśmy te robale, dzieciaki je żuły, a ja...
Wiecie co, to strasznie głupie, ale poczułam taką prymitywną dumę, że mój syn ma.
Co ma?
Coś, co teraz już nikogo nie urzeka - ot żelki.
Jednak dla mnie, gdzieś z tyłu głowy, to te same żelki, które dwadzieścia parę lat temu przywoziło się z Niemiec i tylko te niektóre dzieci mogły je regularnie wcinać.



A  Wy? Rekompensujecie coś sobie, dając to swoim dzieciom?Chętnie posłucham;-)















Sweterek - H&M - mój ulubiony S.H.
Szalik - Lindex - mój ulubiony S.H.
Top - B.P.C. - allegro (nasz sklep wysyłkowy - nick soniceshop)
Spodnie - Deep - mój ulubiony S.H.
Buty - Emel - allegro

13 komentarzy:

  1. Słowa " kocham Cię" ...
    Bo choc moja Mama kochała i kocha nas bardzo to nigdy nie umiała tego powiedzieć .... Ja nadrabiam do znudzenia!
    I uwagę... I czas....
    Jakoś nie umiem sobie nic materialnego skojarzyc .... Choc brakowało mi kiedyś wiele.....

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja zawsze wszystko miałam i każdego dnia Bogu dziękuję za to, że moje Córeczki też mają wszystko. Mają też więcej- siebie nawzajem i tatusia- tego ja zawsze innym dzieciom zazdrościłam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Chociaz mam 27 lat i nie mam dzieci a Mama probowala i udawalo jej sie zaspokoic prawie wszystkie moje zachcianki i potrzeby to potrafie docenic kazdy gest i wyciągnięcie ręki takze tej pomocnej. Wzruszyła mnie ta historia bo dobroć i dzielenie się w dzisiejszych czasach to coś abstrakcyjnego...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wzruszyłam się tym kolegą z podstawówki :) Miałaś jeszcze jakieś ciekawe koleżanki/kolegów w podstawówce? Chętnie posłucham :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj tak!za tydzien wsiadamy w samolot i lecimy do Hiszpanii�� Przydaloby sie odkladac na meble�� bo w przyszlym roku chcemy budowac, ale co tam: Czas spedzony z mama i tata na wakacjach jest dla dzicka bezcenny i wazniejszy niz nowa szafa;)
    Pamietam jak ja zazdroscilam jednej kolezance w podstawowce tych zagranicznym wyjazdow i ciesze sie moze miec to teraz moj synek.
    Pamietam za to coroczne wakacje nad jeziorem, na wsi z rodzicami i tak sie ciesze ze tych wspomien nikt mi nie zabierze bo czasami nie wazne jest gdzie, wazne ze razem.
    MK plus J
    Monika

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja chwilkę się zastanowiłam, ale chyba niczego w dzieciństwie mi nie brakowało...ani miłości, ani zabawek, słodyczy...
    Ja dziś robię wszystko, by moja córcia miała tak fajne wspomnienia z dzieciństwa jak ja, żeby tak jak ja z uśmiechem na ustach wspominała czas bycia dzieckiem, czas, w którym mieszka z nami...:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Twoj synek ma dobre serduszko :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytam i mysle..ja chyba dbam by syn sie nie wstydzil,ze czegos nie ma,albo ze ma stare.Pamietam moje potargane papcie,pamietam te fajne kolorowe okladki ktore mialy kolezanki i dlugopisy zelowe,pachnace gumki...Mi mama dawala tapete i obkladalam tym ksiazki co po 2-3tygodniach sie targalo,a w zeszycie rysowalam slaczki kolorowymi kredkami ;p Teraz wiem jak to jest kiedy dzieci cos maja,cos lepszego i staram sie by syn mial w szkole to co potrzebuje zeby nie musial zazdroscic ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie miałam dużo, ale niczego nie rekompensuję. Idę w przeżycia, jak moi rodzice, i w edukację. Posiadanie jest dosc zgubne, choć dzielenie - fajne. Tylko komu teraz czegokolwiek brakuje...

    OdpowiedzUsuń
  10. Chwalę moje dzieci każdego dnia i mówię, że je kocham z wiadomych powodów;) Zazdroszczę Ci, że Nacio może zabierać czasami słodycze do przedszkola, u nas nie wolno przynosić nic słodkiego ze względu na dziewczynkę chorą na cukrzycę. Ale czasem łapię się na tym, że kupuję synkowi jakieś fajne kredki czy gadżet ze Spidermanem, żeby miał czym podzielić się z kolegami. P.S. Masz talent do łączenia kolorów!

    OdpowiedzUsuń
  11. mnie generalnie jak byłam dzieckiem niczego nie brakowałó, ale i też nie zazdrościłam bogatszym koleżankom jakoś ni4. mój mąż natomiast pochodzi z biednej rodziny nie miał nic i na każdym kroku powtarza że chciałby dać kupić dzieciom to czego on sam nie miał i zapewnić dzieciństwo jakiego sam nie miał.


    wartości materialne - niestety tak jest że dzieci już od małego przechwalająsię między sobą kto co ma kto co ma lepsze i wyszydzają te biedniejsze które nie mają porządnych rzeczy a dzieci sa rózne i takie co są całe od stóp zatopione w najkach i adasiach, są dzieci przęcietne które mają czyaste schludne rzeczy niekoniecznie markowe ale wyglądają porządnie i tez i takie które w obdartych łaszkach i nie mają nic. oczywiście chciałoby się żeby wszystkie miały dostatnio i żadnemu dziecku nic nie brakowało.


    żelki....moje dzieci za nimi nie przepadają ale mąż........duszę by za nie zaprzedał

    OdpowiedzUsuń
  12. Acha!Zapomialam dodac najwazniejsze!Super ze Nacio chociaz jeszcze taki maly juz wie ze fajnie jest moc sie dzielic z innymi:)Slicznie wyglada!
    ps. Niestety nas razem z zelkami by pogonili- Zero slodyczy z wyjatkiem na urodzinki;)
    mk plus j

    OdpowiedzUsuń
  13. Staram się, nie myśleć czy czegoś mi brakowało w dzieciństwie, chociaż jak to w tamtych czasach, nie przelewało się, ale głodna nie chodziłam i czasem zazdrościłam koleżance butów od Cioci z Ameryki...chyba tyle. Jedyne czego nie miała to możliwości rozwoju, które teraz staram się dać mojemu dziecku.
    Mama miała nas 4 oboje z Tatą pracowali, nie było auta, a ja tak bardzo kochałam tańczyć. Dom kultury gdzie były zajęcia, był dosyć daleko, zawsze brakowało czasu. Jedyne czego chcę dla swojego Syna, to dać Mu możliwości, Żeby nigdy nie żałował, że nie spróbował spełnić swoich marzeń.

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.