poniedziałek, 20 grudnia 2010

Przepłakane...

Kilka dni temu koleżanka - blogerka podjęła na swoim blogu bardzo ciekawy temat. Mianowicie : czy dzidziuś w brzuchu mamy może mieć koszmary? Podobno maluszki w pewnym momencie ciąży zaczynają mieć sny, więc teoretycznie koszmary też mieć by mogły... Autorka bloga bardzo wizją tą zmartwiona, opowiedziała o swoich obawach mamie. A mama, jak to mama...Chyba się ze mną zgodzicie, że zawsze znajdzie lekarstwo na wszystko, odpowiedziała bardzo mądrze z resztą, że maleństwo nie może mieć koszmarów, bo przecież nie ma jeszcze żadnych złych doświadczeń i nie przeżyło jeszcze nic, co mogłoby owe złe sny powodować...

A ponieważ z natury jestem nie tylko szczerą idealistką, ale też filozofką:-) zaczęłam się zastanawiać...
I troszkę mnie te moje rozważania zmartwiły...

Zacznę od tego, że bardzo rzadko mówi się i pisze na temat emocjonalnych przeżyć ciężarówek :-)A myślę, że nie ma cudów i każda przyszła mama się ze mną zgodzi, że nie raz miała strasznego doła. Wstyd co prawda się do tego przyznać. No bo to przecież nawet nie wypada, żeby kobieta przy nadziei czuła się nieszczęśliwa.

A ja właśnie chciałam powiedzieć, że może. Nie zliczę, ile razy w ciąży płakałam, ile razy czułam się samotna i przerażona tym, co będzie dalej, ile razy wrzeszczałam na mojego męża i ciskałam ścierami po kuchni. I żeby to zawsze były tylko ściery...:-) Najwięcej łez wywołała moja bezsilność, a momentami ubezwłasnowolnienie. Do tej pory aktywna, na mega wysokich obrotach i BARDZO samodzielna, nagle stałam się uzależniona od męża, od najbliższych. Na własne życzenie - ktoś może powiedzieć. I przyznam, że tak.
Tylko, że czułam, że bardzo tego potrzebuję. Bardzo potrzebuję, żeby ktoś się o nas zatroszczył, zadbał. I chociaż mój Maciuś - tatuś naszego maluszka jest przecudownym człowiekiem i bardzo się cały czas stara, nie daje tyle, ile potrzebuję. Bo daje DUUUUŻO, ale ja nic nie poradzę, że cały czas potrzebuję 2 razy tyle...
No i klops. Bo wiadomo, że z żalu i samotności dobrych emocji się nie wyhoduje, a jedynie łzy i kłótnie. A jak do tego dołoży się "ciężarne hormony" to już domowa masakra gotowa :-)

Z czasem zaczęłam się zastanawiać, czy maluszek słyszy, gdy podnoszę głos na jego tatę... I czy wie, że dzieje się wtedy coś nie do końca dobrego... I wiecie co, mam wrażenie, że wie, bo na drugi dzień po takim spadku maminego nastroju, zawsze jest taki "cichutki" i grzeczny...Zupełnie, jakby nie chciał mnie dodatkowo denerwować. Kopie, oczywiście, ale nie bryka tak intensywnie, jak zawsze.
Boję, się że jeżeli doświadcza moich złych emocji, to ma jednak do czynienia ze złem tego świata i może przez to mieć koszmary... I wiecie co - nie darowałabym sobie, gdyby tak na prawdę było...

Postanowiłam zatem bardziej panować nad hormonalnymi nerwami i swoim "donośnym" głosem... A nasze sporadyczne kłótnie ograniczyć do zera.
Ze łzami chyba nie będzie tak łatwo, bo mam wrażenie, że wzrusza mnie prawie wszystko;-) No bo kto z was poryczał się oglądając kolędę TVN-u...? :-)

5 komentarzy:

  1. nie mam TV więc nie wypowiadam się na temat TVN ale mam koleżankę, która już przed ciążą płakała na reklamach merci. :)
    myślę, że nasze hormonalne nawałnice trzeba przejść i dać się im wyszumieć, po prostu. trochęo czywiście próbować racjonalizować ale jak już jesteśmy w locie to i tak nic nas nie zatrzyma a refleksja przyjdzie później. dzięki opatrzności za cierpliwych mężczyzn bo dla nich to też obóz survivalowy ale przecież wszyscy musimy się jakoś przygotować na to co dopiero się zacznie dziać niebawem... a to taki wstęp zaledwie jak sądzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja się wzruszyłam na kolędzie TVN-u, a na zielonych drzwiach popłakałam. tragedia ;p co te hormony robią z człowiekiem? a wiesz co jest najśmieszniejsze? że ja potrafię się rozpłakać na piosence J.Biebera hahaha xD to jest dopiero porażka :) co do tych negatywnych emocji to ja myślę, że taki Bąbel to wszystko odczuwa i się bardzo denerwuje bo sam nie wie tak naprawdę o co mama jest zła. Dlatego lepiej trzymać nerwy na wodzy i starać się cieszyć każdym dniem i chwilą :) wiem, że to nie jest łatwe, ale warto spróbować. pozdrawiamyyyy :* http://mtoto-wangu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja się rzadko wzruszam 'ciążowo', może dlatego, że mój Małżon potrafi mnie rozbawić do łez w przeciągu kilku sekund i zaraz się trzęsę jak galareta i chichram - a jak mi się zdarzy wieczorem poryczeć bez powodu to Małżon przychodzi przytuli i kurcze no nawet jakbym chciała to samo przechodzi...
    On uważa, że ja nie potrzebuję ciąży do irracjonalnych zachowań - burza hormonalna czy nie - zawsze jestem taka sama... podobno od kiedy mnie poznał ma jazdę bez trzymanki :)

    Kiedyś przeczytałam, że dzieci w brzuchu mają takie same sny jak każdy człowiek, miłe sny to np. sen o tym że mama śpiewa do brzuszka, albo kołysze chodząc, a koszmary to np. wspomnienia hałasów z zewnątrz albo jak mama jest zła i dziecko się denerwuje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wesołych Świąt - jakby nie patrzeć we troje :D

    OdpowiedzUsuń
  5. A tam, ja ryczałam oglądając program kulinarny ;) Teraz jestem w połowie siódmego miesiąca i nadal ryczę. Szczególnie gdy widzę dzieci.

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.