sobota, 23 marca 2013

Głupia matka.

Odkąd urodził się mój Synek, prześladuje mnie niezmiennie pewna myśl.

Zaczęło się od incydentu z zapaleniem nerek.
Wtedy to, dopiero w szpitalu okazało się, że od kilku dni, a nawet może tygodni rozwijała się infekcja. Infekcja wstąpiła z zewnątrz, więc najpierw maluszek cierpiał z powodu zapalenia cewki moczowej, potem pęcherza, aż w końcu nerek, co dopiero dało objawy w postaci wysokiej gorączki.
Miał wtedy cztery miesiące i był totalnie niesamodzielną, w pełni uzależnioną ode mnie kluską.
A ja byłam głupią matką, która zupełnie nie rozumiała dlaczego maluszek ciągle płacze.
Taki charakter - myslałam.
A ona płakał bo cierpiał.
Horror jakiś okropny mu zgotowałam.
Moje wyrzuty sumienia wylewały ze mnie stałym strumieniem. Buchały uszami.
I tak jest do dziś. Nigdy sobie tego nie wybaczyłam.

Potem regularnie, co jakiś czas doświadczałam podobnych sytuacji.
Sytuacji, gdy dopiero po jakimś czasie doznawałam "olśnienia" o co mu chodziło.
Na przykład - płakał przez tydzień i słabo spał w nocy, bo ząbek mu się wyrzynał, a ja się na niego złościłam, bo myślałam, że fochy stroi.
Nie chciał jeść przez kilka dni, bo miał infekcję gardła, a ja myślałam, że ciągle wybrzydza.
Przez dwa dni był strasznie jęcząco-męczący, ja myślałam, że to przez ząbkowanie, a on miał problemy z brzuszkiem, bo "zakleiłam" go kleikiem ryżowym i doprawiłam marchewką.

Za każdym razem, gdy udało mi się w końcu wpaść, o co chodzi, pojawiała się jedna myśl.
GŁUPIA MATKA!
BOŻESZ! JAKA JA GŁUPIA!
JAK MOGŁAM WCZEŚNIEJ SIĘ NIE SKAPNĄĆ?!

A jakie biedne to dzieciątko, które całkowicie zdane na oświecenie swej matki, jedyne co mogło, to płakać i liczyć, że mama w końcu zajarzy o co chodzi.

I myśl ta nie opuszcza mnie do dziś.
Nawet gdy widzę czyjeś niemowlę, na przykład z markecie, ryczące w wózku, poprzykrywane po sam nos, gdy ja sama w kurtce się gotuje, to krew mnie zalewa, że jego mama nie rozumie...
Że ciemna taka jest!
A niemowlę od jej głupoty totalnie uzależnione.

Biedne te dzieciaczki...

A najgorsze, że zjawisko to prześladuje mnie do dziś.
Ostatnio, na przykład, Nacio zaczął straszne fochy stroić przy bajkach na you toubie. Jak nigdy.
- Dżordż - mówi.
Matka włącza, a on, że ta nieeeee.
i znowu:
- Dżordż .
Matka włącza poslusznie.
I znowu ta nie.
I tak w kółko.
Szósta rano do tego, a matka bordowa ze złości.
Wreszcie po kilku takich dniach, przypadkowo włączyłam wersję angielską.
Oglądał, jak zaczarowany.
Olśniło mnie.
Oglądał, bo to był nowy, nieoglądany wcześniej odcinek. Polskich nie chciał oglądać, bo znał je na pamięć i mu się znudziły. Takie proste.
A ja mu na siłę, z uporem maniaka starocie wciskałam i jeszcze sztorcowałam ciągle, że jak będzie wybrzydzał, to wyłączę komputer i w ogóle oglądania nie będzie.

Bożesz, JAKA JA GŁUPIA!!!

17 komentarzy:

  1. Nie Ty jedna tak masz... Przez te sytuację wciąż wychodzę z zalozenia że jestem beznadziejna matka, bo przecież powinnam znać moje Dziecko najlepiej na świecie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mnie pocieszyłaś. Być beznadziejną w towarzystwie jest znacznie raźniej;-P

      Usuń
  2. :) Niestety do czasu gdy dziecko nie zacznie dobrze mówić tak już jest, że trzeba zgadywać o co chodzi i często to się nam nie udaje... Już nie mogę się doczekać gdy z Fabiankiem będę mogła sobie pogadać tak jak z Emilką. Od niej dowiem się wszystkiego - co ją boli, co che robić, co chce zjeść itd. ;)
    Są dwie rzeczy, których sobie nigdy nie daruję:
    1. nie zaszczepiłam Emilki na rotawirusa i za każdym razem gdy łapała rota przechodziła go bardzo ciężko - przy Fabianku nie popełniłam już tego błędu i jest zaszczepiony
    2. nie szukałam dobrego dentysty dla Emilki gdy popsuł się jej ząb tylko poszłam do tego najbliższego i dopiero po ponad 2 latach trafiłam na dobrego stomatologa który wyleczył jej ząbki...
    Tych dwóch sytuacji chyba nigdy sobie nie daruję :|

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że tylko dwie masz takie sytuacje moja droga. U mnie by się chyba więcej nazbierało;-)

      Usuń
  3. Z jednej strony można obwiniać siebie, ale z drugiej - nikt jasnowidzem nie jest, a dziecko nie daje nam jasnych sygnałów, o co mu chodzi. Płacz jest trudny do zinterpretowania, bo zawsze brzmi tak samo... Ale pociesz się, że nie Ty jedna tak masz. Aha, Natany są w dechę, wiem, bo "posiadam";)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahaha, święta racja, biedne te dzieci skazane na naszą bezmyślność :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie, chyba wszyscy tak mają. Ciężkie zadanie przed nami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj ciężkie...Mogliby sprzedawać jakieś suplementy na rozjaśnienie matczynego umysłu;-)

      Usuń
  6. Podpisuję się pod tymi słowami dwiema rękoma!

    OdpowiedzUsuń
  7. ojeju ja tez tak mam, z zabkiem tak bylo, z brzuszkiem, albo z tym, ze pieluszka przesiakla gdzies z boku i Mama nie widziala, a dziecko placze, kweka, daje znac a ta Matka nie rozumie... Chcemy dla naszych najukochanszych, malenkich istotek jak najlepiej, ale nie zawsze sie udaje w danej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz...nigdy nie pomyślałam o sobie "głupia matka" i uważam, że Ty też nie powinnaś tak o sobie myśleć. Ok...mogłam pomyśleć "leniwa matka" albo wyrzucać sobie, że za mało się staram, ale że głupia nigdy...i nie dlatego, że nie miałam takich sytuacji jak Ty, miałam równie sporo i wiem, że jeszcze wiele przede mną, ale dlatego, że pozwalam sobie na popełnianie błędów, bo nikt nie dał nam instrukcji obsługi do naszych dzieci i wszystkiego musimy uczyć się same. Więc to nie jest głupota, a niewiedza, która moim zdaniem bardzo dzielnie zwalczasz ucząc się Natanka każdego dnia:-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba nie muszę pisac, że też tak mam :) Pod każdym Twoim postem to bym się mogła rękami i nogami podpisac :) Wyrzuty sumienia i głupota mnie kiedyś "zeżerą" żywcem ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. "dumaj nie dumaj, carem nie budziesz"... jak mawiała moja babcia :D Jasnowidzem też pewnie nie. Ale za to jak radar Ci się wyostrza - już wystarcza kwadrans a nie tydzień :)

    OdpowiedzUsuń
  11. też jesteśmy fankami : dżordża : :D........u nas na topie są zgadywanki ,,,,czyli Wiktorianka mowi " mamo szoszek " co w wolnym tłumaczeniu znaczy soczek i banan...ale przez tydzień przynosiłam KOCYK ,,,co objawiało się 3 minutowym wybuchem gniewu i zalamani w stronę mą :(

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.