piątek, 26 kwietnia 2013

Lista.

Kiedy jako dziewczynka wyjeżdżałam na kolonię, zawsze robiłam listę. Lista mast tejk musiała być długa i skrupulatnie przygotowana. Wszystko było rozpisane osobno, mniej więcej tak:
4 pary spodni długich ( 2 pary dżinsów, białe, zielone)
3 spódniczki,
10 par skarpetek,
sandały czerwone, adidasy białe z materiału,
pinceta,
lusterko,
jasiu,
łokmen...
i tak dalej przez całą stronę A4 kratka w kratkę...
Tak silna była potrzeba kontroli...
A i tak ZAWSZE mniej więcej po trzydziestu przejechanych kilometrach, kolejno zaczynały przypominać się kolejni zapomnieni...

Potem, gdy zaczęłam wyjeżdżać z moim mężem, jeszcze wtedy niedoszłym, trochę wyluzowałam. List nie było, bo mąż uświadomił mi prawdę dotąd nieodkrytą, że tam też są sklepy, i zawsze można dokupić coś, co jest niezbędne, a czego się akurat zapomniało, na przykład golarkę do nóg...
Jednak potrzeba kontroli objawiała się i tak, tyle tylko, że  w nieco inny sposób.
Zawsze musiałam być "prosto od fryzjera", no bo jak z odrostem jechać? Zawsze musiały być świeżo zrobione paznokcie, złuszczone pięty, ogolone...Wszystko...Wyregulowane brwi i zrobiona henna. Buciki wyczyszczone, spodenki, kurteczka świeżo wyprane, pachnące...
No, i wówczas mogłam spokojnie jechać. Z tym że spokojnie zawsze było prawie...

Natomiast gdy pojawił się dzidziuś...
A wyjeżdżać intensywnie zaczęliśmy już gdy skończył pięć miesięcy...
Wówczas zawładnął mną prawdziwy kontrolny demon.
Przeżywany horror połączony był z permanentnym lękiem, że czegoś na pewno zapomnimy.
I nie pomagały już argumenty, że tam też jest sklep.
Bo co z tego, że tam jest sklep, skoro na bank nie będzie tam Jego ulubionego smoczka! Ulubionego kocyka! Kubeczka! Czy tej akurat czapeczki!
O dziwo list nie tworzyłam, chyba nawet zapomniałam, że jest takie ułatwienie.
Pakowałam nas w totalnym chaosie i stresie, który zawsze apogeum swoje miał w momencie, gdy wsiadaliśmy już do auta. Oboje naburmuszeni. Milczący.
Ja obrażona, bo "Jak zwykle cały ciężar pakowania spadł na mnie... A do tego nie zdążyłam nawet umyć włosów ani ogolić nóg...". Mniej więcej w połowie drogi stres opadał, foch mijał, zaczynaliśmy normalnie rozmawiać i cieszyć się wizją naszego celu...

Teraz Nacio ma dwa lata.
Dziś wyjeżdżamy za granicę.
A wbrew pozorom poprzeczka wzrosła jeszcze bardziej...
Bo strach przed nieznanym kiełkujący już od paru dni opanował mnie totalnie. Najpierw ogrom przygotowań i pamiętań o wszystkim tak mną zawładnął, że w ogóle nie byłam w stanie zabrać się do przygotowań, bo nie wiedziałam od czego zacząć. Lista...lista... - krążyło maniakalnie po głowie, jako ostatnia deska ratunku i jedyne koło ratunkowe w całej tej przecież jakże tragicznej sytuacji :-)
Potem zadzwoniłam do kumpeli, z którą jedziemy - podwójnej mamy. pogadałyśmy, ponarzekałyśmy, usłyszałam kilka wskazówek i w końcu padło hasło - LISTA.

Zrobiłam ją. Zwięzła, ogólna, hasłowa. Dała poczucie bezpieczeństwa. Do tego stopnia, że zamiast teraz biegać z rozczapirzonymi włosami po chacie i wyzywać swego ukochanego od idiotów, siedzę w łóżeczku, siorbie kawkę i piszę do Was...
Nogi ogolone, pachy też, paznokcie wymalowane. Włosy nie świeżo od fryzjera, bo i po co?;-)

Także moi kochani, tym optymistycznym akcentem żegnam Was na dni kilka...Mam nadzieję jednak, że uda mi się być na łączach...


PS. Przejaw paniki przedwyjazdowej dopadł mnie jedynie wczoraj, gdy byliśmy na "niezbędnych zakupach". Określenie - niezbędne wymknęło się wówczas nieco spod kontroli... Bo gdy pakowałam do wózka czwarte opakowanie parówek, przysięgam czułam się, jakbyśmy szykowali się na wojnę... ;-)
Ale spokojnie, już się opanowałam. A przynajmniej tak mi się wydaje ;-)

7 komentarzy:

  1. Witam serdecznie po raz pierwszy, lecz pewnie będę tu częściej zaglądać:) Ja też zawsze robiłam kolonijne listy i do dziś czasem zrobię listę jak na dłużej wyjeżdżamy - bo jak listy nie zrobię to 3 dni potrafię się pakować i zazwyczaj zapakuję rzezczy na 3 razy dłuższy okres niż było potrzeba:) pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. spokojnej podróży i udanego wypoczynku :))) ja listy robię do wszystkiego: wyjazdu, zakupów itp. bez tego nie potrafię żyć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczęśliwej podróży!
    Najważniejsze, żebyście dziecko zabrali ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. u mnie lista kiedyś w ogóle nie funkcjonowała ;) To Ojciec Pierworodnej był fanem list. Jednak teraz - lista koniecznie i najlepiej w listonicu http://matczynefanaberie.blogspot.com/2013/04/listonic.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też często tworzę listę rzeczy do zapakowania ;) A przed wyjazdem czasem nawet trzy razy sprawdzam czy na pewno poszczególne rzeczy są w bagażu ;) Udanego wypoczynku :)

    OdpowiedzUsuń
  6. o rany! ale się uśmiałam! ja też robiłam te listy! :) bez tego nie było wyjazdu. i wszystko do osobnych reklamówek :) koszulki osobna reklamówka, spodnie osobna.. aleś mi dała wspomnień!! a już dawno o tym zapomniałam.
    bawcie się dobrze. przede wszystkim by mały był znośnie grzeczny i byscie coś odsapneli. ściskam mocno

    OdpowiedzUsuń
  7. Miłego wypoczynku, widzę że dużo ludzi teraz wyjeżdża na wakacje :)
    Jestem tu pierwszy raz ale blog zapowiada się miło więc będę cię obserwować^^

    Zapraszam i do mnie jak znajdziesz chwilkę czasu:
    http://xweetlie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.