niedziela, 29 czerwca 2014

Sama słodycz.

To był jeden z tych dni, który rozpoczynałam od kawki w plażowej kawiarni, w towarzystwie mojego syna.
Siedzieliśmy sobie na tarasie, rozmawialiśmy na wiele ważnych tematów, Nacio wyjadał bitą śmietanę z mojej mrożonej kawki, a ja nie mogłam odmówić sobie zdjęć tzw. z nienacka, czyli bez uwagi obiektu
;-)
Tuż obok siedziały dwie podpieczone czterdziestolatki. Piły kawę i niewybrednie obmawiały nijakiego Bogdana, prawdopodobnie wybranka jednej z nich. Głośno. Takie średnio słodkie i przyjazne te kobiety były. W zasadzie wcale.
Cały czas zerkały mimochodem na Nacia tudzież na mnie - wiszącą nad nim z aparatem pomiędzy łykami kawy.
Już ja wiedziałam, co one sobie myślą. Już ja wiedziałam, że zastanawiają się co ta wariatka tak wygina się przed tym dzieciakiem, robiąc mu setne już chyba zdjęcie.

Zadzwoniła babcia. Nacio swobodnie prowadził rozmowę, a ja rozpływając się nad jego słodkością pstrykałam dalej.
Kobiety zamilkły.
Już ja wiedziałam... Wredne to takie. Pewnie dzieci nie mają. I nie lubią. I zastanawiają się, czym ta porąbana matka tak się zachwyca. Albo, że zamiast tak pstrykać - zająć się nim powinna.

Wyłączyłam aparat. Synu kopał łopatką w plażowym piasku tuż przy tarasie.Wypiłam kawę.
Zaczęliśmy się zbierać.
One także.
Nagle jedna z nich zbliża się do mnie.
Oho! Zaraz palnie jedną z tych swoich uwag odnośnie dzieci w miejscach publicznych.

- Przepraszam, proszę mi wybaczyć, ale nie mogę sobie tego odmówić.
- Taaak?  - odparłam czujnie.
- Ma Pani cudownego synka. Przecież to anioł prawdziwy. Cudowny chłopczyk. I taki grzeczny. Niebywały. Sama rozkosz. Miód na moje serce - móc popatrzeć na takie wyjątkowe dziecko.

Tak, tak. To prawda. - dodała nieśmiało druga uśmiechając się tak serdecznie, że...

Najpierw osłupiałam.
Miód na jej serce...

Potem w moich oczach stanęły łzy.
Taka byłam wzruszeniowo zaskoczona.

Jakież miłe te dwie Panie. Wyjątkowo. Sympatyczne takie. I miłe jakie. No niebywale.
W sumie to przecież od początku było widać, że to równe babki.

;-P



























lniana koszula - Attitude - łup z zimowego bejbiszafingu ;-) - pokochałam ją od pierwszego wejrzenia.
szorciki - Mothercare -  łup z zimowego bejbiszafingu ;-)
sandałki - Mrugała - allegro - jesteśmy z nich baaaaaaardzo zadowoleni!


9 komentarzy:

  1. Haha, przepraszam, ale na końcu oplułam ekran ze śmiechu :) A tak w ogóle, z perspektywy czterdziestolatki, nie taki diabeł straszny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. NO jak na Was patrzę to to morze, ta koszula, ten przystojniak i piękna historia o tolerancji matki doi starszych :-) aż chce się wypić z Wami tę kawę :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaa!! no najwyraźniej Bogdan musiał sobie nieźle nagrabić, że te przemiłe Panie zmusił do głośnego wyrażania niesympatycznych opinii na swój temat ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha:) Rację miały, sama słodycz z tego Twojego Nacia:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mama się nie dziwi! Mama przecież wie! Syn to sama rozkosz przecież!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaki on opalony!!!
    Wiesz... sama siebie karcę za to że podoba mi się opalenizna. Bo to nie zdrowe, bo szkodliwe, bo czerniak i blebleble. Ale i u siebie i u innych lubię opaleniznę. A Nacio opala się na piękny kolor. I choć pewnie smarujesz go tysiąc razy dziennie i tak się opala, bo pewnie ma podatną karnację (wydaje mi się, że Jaruś też taką będzie miał po mnie). W każdym razie... BOOOOSSSSKIEEE ZDJĘCIA :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaak dokładnie tak! Nacio zarówno jak mój mąż i teściowa łapie promyki niewiadomo skąd i opala się na murzynka w moment.Używaliśmy 50-tki z małymi przerwami:-)

      Usuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.