wtorek, 24 czerwca 2014

Ślimak.

Korzystając z nieograniczonej ilości wolnego czasu na mym urlopie, kiedy to bez pośpiechu można rozkosznie cykać zdjęcia, zdarzało mi się absolutnie zatracić.
Dzięki temu mam dla Was pokaźny zbiór fotek w różnych sytuacjach, miejscach i zestawach odzieżowych;-p.
Tak więc od razu uprzedzam nowo poznanych - nie, nie mieszkam nad morzem  ;-)
Byłam jeno na urlopie i namiętnie oddając się swemu nałogowi napstrykałam ich z tysiąc dwieście.
Jedne lepsze, inne gorsze. Jako całkowitemu laikowi daję sobie do tego prawo;-)

Jeśli chodzi o poniższe.
Był taki dzień, gdy popołudniu rozpoczęła się burza. Taka potężna. Głośna i intensywna.
Trwała dwie godziny.
Zrobiliśmy sobie w jej trakcie leniwą drzemkę, a zaraz po wybraliśmy się na spacer.
Wówczas to właśnie jeden jedyny raz Nacio miał szansę wypróbować swoje nówka funkiel kaloszki.

Nad kaloszami zastanawiałam się długo.
Zauroczyły mnie absolutnie kaloszki Cayole. Koniecznie te żółte, choć pozostałe są równie urokliwe.


Tych nie mogłam niestety znaleźć w promocyjnej cenie, a cena regularna... Hyghhhmm.
Pomogła mi zrozumieć, że kaloszki to w końcu tylko kaloszki. W zeszłym sezonie Nacio miał kalosze na nogach ze cztery razy. A stópina rośnie w tempie zastraszającym.
Ciężko, bo ciężko - wyleczyłam się;-)

Znalazłam na allegro kaloszki Coqui , do tego cena trafiła mi się ultra promocyjna, a kolorystyka przyciągała oko. Nie zawiodłam się.
Są lekkie, miękkie i gdy wkładam doń wkładkę profilowaną, świetnie trzymają się na nóżce.

Ale co tam kaloszki. Co to za spodnie? - zapytacie.
Chociaż pewnie większość z Was rozpoznaje już motyw chlapanki. Tak, to znów uwielbiana przeze mnie Mamuka! Spodnie zostały wychlapane specjalnie zgodnie z moim życzeniem. Są genialnie uszyte, świetne gatunkowo i w bardzo przystępnej cenie. Uwielbiam je. Do tego stopnia, że najchętniej zakładałabym je Naciowi  codziennie, potem prała i zakładała i prała i tak w kółko. "Robią super robotę" z najnudniejszą nawet "górą". Czuję moją prawą dziurką nosa, że chlapanka to będzie potężny hicior sezonu. Wspomnicie moje słowa ;-)
Zamówiłam już także krótkie baggy , również wychlapane, tym razem nie szare ;-) 
To w zasadzie pewne, że się nimi jeszcze pochwalę :-)
Tymczasem zostawiam Was ze zdjęciami...

PS. Po burzy wyszło z zieleni całe potężne stado ślimaków. 
Jakie to fajne stwory :-) Nie tylko na talerzu ;-)
















Wiatrówka - prezent - Cool Club
Bluza - no name - łup z ubiegłego bejbiszafingu
Spodnie - Mamuka - tutaj
Kaloszki - Coqui - allegro



16 komentarzy:

  1. Przecudna stylówka:) kaloszki rewelacja, a spodnie super:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boskie chlapanki, masz rację. Też chcę! :D Ale jeszcze bardziej zauroczył mnie kolor bluzy! Szkoda, że to taki unikatowy Twój łup...

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam ten odcień żółtego w połączaniu z opalenizną - a już z opalonymi rączkami - to naj :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja uwielbiam:-) To już jest nas dwie:-)Opalone, dziecięcej rączki - do schrupania:-)

      Usuń
  4. My też mamy ich kaloszki :D

    OdpowiedzUsuń
  5. To zdjęcie z lodem i jęzorem- cudne! Wakacji zazdroszczę:) Kaloszki uwielbiamy, zarówno Coqui, jak i Cayole:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy już chyba z milion zdjęć z jedzenia lodów. Za każdym razem nie mogę się pohamować:-P On je zawsze wcina z taakim namaszczeniem;-)

      Usuń
  6. życie to jest jednak przewrotnie, jak byłam w wieku tego przystojniaka , to do szału mnie doprowadzała myśl że pada deszcz a ja nie mogę szybko ubrać kaloszy i że przydały by się uchwyty do kaloszy! Dziś już deszcz nie wywołuje we mnie tyle euforii ale za to kalosze z uchwytami są! REWELACJA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha ha! A to się uśmiałam :-)

      Usuń
    2. hm, Ty się śmiejesz , a ja tu Ci opisuję koszmar dzieciństwa :-)

      Usuń
  7. Wiedziałam!!!! No wiedziałam!!! Czułam, że pewnie w Świnoujściu urzędujecie!!! My jesteśmy ze Szczecina, także od nas to rzut beretem. A już od dłuższego czasu planuję wyjazd pociągowy lub samochodowy do Świnoujścia. Znam Świnoujście lepiej od Sz-na, a już na pewno bardziej się orientuje w nazwach ulic ;-) Na promenadzie (po prawej, tej "bogatszej" stronie) są najlepsze lody na świecie. Do nich też tęsknie. Może to właśnie te lody je Nacio? Mają jakąś włosko brzmiącą nazwę, o ile dobrze pamiętam. Kiedyś były m.in marchewka z mango i tego typu wspaniałe połączenia. Nieważne, nie o lodach chciałam pisać.

    Kochana, następnym razem proszę - pisz gdy będziesz gdzieś koło Szczecina!!!! Dobrze? Wyskoczymy na kawkę lub lody.
    Nie wiem czy Ci pisałam, że zmieniliśmy nazwę i adres bloga...
    www.mamawikinga.pl
    Już nie mama na pełen etat (bo widzę że masz mnie w pasku bocznym, a link zapewne już nie działa).

    PS. Mój ostatni sen o Naciu był jak najbardziej pozytywny. Że chłopcy się poznali i bawi w najlepsze.
    PS 1. Ostatnio wyhaczyłam dla Jarusia bluzę dość podobną do tej Naciowej. Super wesołe, letnie kolory!

    Pozdrawiam cieplutko
    Paulina

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.