środa, 2 lutego 2011

Ciążowy savoir vivre

Będę mamą kwoką - to nie podlega żadnej dyskusji. Nie kurą domową - to duża różnica. Będę kwoką, która najchętniej ukryłabym pisklę swe pod sobą, usiadła na nim i nikomu nie pokazywała. Wiem to, czuję, tak samo mocno, jak wiedziałam, że noszę w sobie chłopczyka. Tylko co dalej? Musze przyznać, że jest to kwestia, z którą biję się w myślach od dość dawna i mimo mojej wielkiej wrodzonej mądrości życiowej (żarcik-he, he) nie wiem, jak sobie z tym poradzę.

Katorga zacznie się już w szpitalu. Wyobrażam sobie siebie wymęczoną, sponiewieraną, rozczochraną, bez maski mej na twarzy :-), z wywalonymi cycami do karmienia i wielką okrwawioną podpachą między nogami, odartą z wszelkiej intymności i godności. I w sumie, to jest super, bo mam przy sobie mojego syneczka, w którego wpatruje się od 16 godzin :-) i z zachwytu wyjść nie mogę. Aż tu nagle błogość ową przerywa naciśnięcie klamki i ODWIEDZINY ! Matko i córko, aż dreszcz przerażenia mnie przeszedł. Ja nie chcę!!!!! O ile rodzice moi i siostry moje nie budzą we mnie wielu emocji, bo w różnych sytuacjach już mnie widzieli i są mi najbliżsi na świecie, o tyle rodzina tatusia-Maciusia i pozostała moja, tudzież znajomi - brrrrrrr. PRZEPRASZAM, WSTYDZĘ SIĘ tego swego podejścia i przykro mi, zwłaszcza ze względu na ukochanego mego i  kochanego dziadka Jerzyka, który tak strasznie się cieszy i wiem, że będzie wspaniałym dziadziusiem.  Tak jednak mam i nic na to nie poradzę. Wstydzić się będę strasznie. Dobrze siebie znam.
Tylko co z tym klopsem począć?!

Ale także nie zapowiada się, żeby później - w domku było inaczej. Bo jak przeżyć wzięcie MOJEGO SYNKA na ręce przez osobę, którą nie darzę wystarczającą sympatią, żeby oddać dziecię me. Zaciskać zęby, zamykać oczy, pogryźć, czy co? Fajnie gdyby nikt się tego nie domagał - bo sama na bank tego nie zaproponuję. Wydaje mi się, że w dobrym tonie jest pohamowanie się przed zabieraniem matce noworodka w celu zrobienia sobie radochy. Tylko czy każdy też tak uważa? Mam nadzieję...

No i karmienie piersią. Uważam czynność tą za wybitnie intymną. Raz ze względu na goliznę mą, dwa ze względu na ssanie sutka przez dziecię. Ale przeciez to jest takie naturalne - ktoś powie. Jednak nie zgodzę się, że jest to  tak samo powszechne, jak trzymanie się za ręce. Przecież przy żadnej innej sytuacji kobieta nie wystawia swoich cyców na powszechne gapiostwo, choćby rodziny. Rodzina nie wchodzi mi do toalety, kiedy siusiam, do łazienki, kiedy zażywam kąpieli lub do sypialni, kiedy kocham się z ukochanym moim. A przecież to jest równie naturalne, jak karmienie piersią.
Dlatego NIE CHCĘ, żeby ktokolwiek mi w tym towarzyszył, żeby sobie popatrzeć. Mam jeszcze gorsze myśli, a że jestem szczera, to powiem, a co. Uważam, że takie towarzyszenie jest trochę jakby zboczone. Ja nigdy tego nie robiłam, bo się po prostu krępowałam. Nie muszę się, więc długo zastanawiać, jak będę czuła się w roli podglądanej karmicielki.

Jestem egoistką? Pewnie tak. Nadwrażliwą egoistką? Z pewnością. Jednak nie wiem, czy powinnam z tym walczyć. No bo w imię czego? Tego, że bliscy nie mogą dać nam troszkę czasu na nacieszenie się bbobaskiem naszym, bo za dwa tygodnie zbrzydnie? Tego, że jak nie ponoszą na rękach dzidziusia, to się rozchorują? Czy tego, że jak sobie na te cyce mlekiem płynące nie popatrzą, to będzie im przykro?
Rozterki moje wynikają jedynie z tego, że BARDZO mocno kocham tatusia-Maciusia i wiem, że swojej rodzinie będzie chciał jak najszybciej synka swego pokazać i z nimi radość swą dzielić. A to przecież nie jego wina, że jego bliscy nie są wystarczająco bliscy i mnie...

No i pozostaje kwestia, jak elegancko wolę swą bliskim przekazać tak, aby nikogo nie urazić, ani przykrości nikomu nie wyrządzić. I tutaj zupełnie ręce rozkładam i w pomysłowości swej całej pomysłu odpowiedniego nie odnajduję. Jedyne, co przychodzi mi do głowy to szczerość : "Wybaczcie mi, ale jestem kwoką, więc proszę pozwolić mi nacieszyć się swoim pisklakiem" :-) Albo po prostu kartka na drzwiach "Nikogo tu nie ma. Wyjechaliśmy na Kanary" :-)

7 komentarzy:

  1. A ty co w myślach czytasz? :D - mam dokładnie to samo!! Wiesz co my zrobiliśmy - otóż kazałam (tak KAZAŁAM) Małżonowi powiadomić swoich rodziców, że nikt ma nie przychodzić do szpitala i sama powiedziałam to moim rodzicom.
    Nic w tym egoistycznego, rodzice mieli swoje dzieci i postępowali jak chcieli - teraz nasza kolej. Jak są rozumni to nie będą się pchać na siłę! Szpital to nie kawiarnia - tu się dochodzi do siebie i uczy opiekować nad dzieckiem.
    Mój Małżon wie, że teraz najważniejszy jest spokój i szczęście naszej wspólnej rodziny, a co sobie pomyślą inni to już ich sprawa. U nas pierwsze odwiedziny planujemy 8 dni po porodzie - nie dłuższe niż 2 godziny i nie później niż o 13-ej i na pewno nie wszyscy na raz. Nawet moja mam uważa, że to niekulturalne pchać się młodym na chatę i przekładać młode z ręki do ręki! A jak komuś nie pasuje - trudno.

    Nie jesteś egoistką - masz inne priorytety i szczęście nie innych się teraz powinno liczyć tylko Wasze.

    Co do karmienia cycem - to nawet nie wiem komu mógłby przyjść do głowy pomysł oglądania takiego intymnego wydarzenia - chyba komuś choremu :)

    Ja mam dużą rodzinę i nie dam rady uszczęśliwić wszystkich i na pewno nie będę próbować - a niech gadają, najważniejszy jest syn.
    Co do kwokowania :D Małżon mówi, że ja już jestem kwoczka i będę na pewno taką mamusią. Ale ja mam nadzieję, że uda mi się wychować syna na samodzielnego silnego faceta nie maminsynka, tylko na kogoś z kogo kiedyś jakaś kobietka będzie bardzo zadowolona, bo kiedyś to MY będziemy "Teściowe" (o rany!!) więc lepiej dobrze zapamiętać sobie jak się teraz czujemy, żebyśmy same się nie pchały do naszych wnucząt!! :D

    PS: ale pomyśl - może czytają Twojego bloga i nie będziesz musiała nic im mówić :D

    PSPS: a jak Małżonek nie może zrozumieć o co Ci chodzi to spytaj go spokój i szczęście której rodziny w TEJ chwili tak szczególnej jest ważniejsze - i nie miej wyrzutów sumienia - prawidłowa odpowiedź: Twoje i Maluszka! Młody będzie na całe życie - jeszcze się rodzina napatrzy! Tak więc Męża zapoznaj z zasadami bycia Rejtanem w drzwiach :D

    PSPSPS: moja koleżanka opowiedziała mi o horrorze wizyty teściowej podczas karmienia i jej komentarzu co do piersi Matki - od tego czasu zasada brzmi: Mały przy cycu nikogo innego w okolicy - na czas odwiedzin ściągnę do butelki! jedynie Mąż może mi asystować - jego się nie krępam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. 100% poparcia. ja już zapowiedziałam, że wizyt szpitalnych nie przewidujemy. M. wspiera mnie w tym postanowieniu i choćby nie wiem co, nie życzę sobie „zwiedzania” znękanej kobiety w najbardziej intymnych i nie oszukujmy się trudnych chwilach fizycznych i psychicznych zmagań z nową sytuacją. dzień po powrocie do domu serdecznie zapraszam na chwilkę dziadków jednych i drugich ale przyjaciele będą musieli poczekać na lepszą formę. teściowie wykazali się dużą wyrozumiałością i taktem i zaakceptowali, moi niestety focha strzelili, że jestem dziwna i w ogóle jak to bo przecież to takie rodzinne wydarzenie… ale nic to… ja, M. i synek mamy się do siebie przyzwyczaić i nacieszyć sobą bo jak słusznie zauważyłaś idylla pewnie szybko się skończy :)
    trwaj w postanowieniu kwokowym i nie daj się zindoktrynować :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak właśnie! :)
    Jednak dodać chciałam, że zaznaczyłam mamie (mojej), że jak zadzwonię do niej dnia czwartego z płaczem, że "Młode ryczy i ja już nie mogę" to ma przyjechać i mi pomóc - z radością się zgodziła na taki układ :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Z własnego doświadczenia wiem, że w szpitalu najlepiej sprawdza się własny mąż tudzież mama, do mnie zaszła jeszcze teściowa i tyle. Tabuny odwiedzających to również tabuny niepotrzebnych mikrobów, podobno szczególnie groźne są przedszkolaki jako nosiciele wszelkiego rodzaju zarazków, przed zbyt dużą liczbą odwiedzających przestrzegała nas położna w szkole rodzenia, dziecinka dopiero nabiera odporności i oswaja się ze światem i nie potrzebuje licznej asysty zwłaszcza w szpitalu. Możesz użyć argumentów zdrowotno-medycznych :)

    OdpowiedzUsuń
  5. jakbym siebie słyszała/czytała! zgadzam się z każdym zdaniem tutaj napisanym! nie chcę, żeby ktokolwiek patrzył na mnie jak karmię moje Dziecko, nie chcę odwiedzin w szpitalu, boję się swojego widoku po porodzie, a co dopiero widoku innych, którzy mieliby na mnie patrzeć. ja myślę, że po prostu trzeba ludziom mówić wprost, że coś nam nie odpowiada... pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Z Kanarami to dobra opcja:-) a tak na serio to nie jesteś egoistką. Tak czujesz, takie masz granice i inni powinni to uszanować. Myślę, że nie warto teraz się nakręcać, bo może nie będzie aż tak źle. Jeżeli chodzi o karmienie to ja na 100% nie mam zamairu karmić w towarzystwie i myślę, że poproszenie o intymność jest w pełni zrozumiałe. Z trzymaniem malucha może być gorzej, ale jeżeli będzie Cie to drażniło po prostu powiedz.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam, pierwszy raz zajrzałam na Twojego bloga, przeczytałam tego posta i przypomniało mi się, jak zgoła rok temu miałam podobne myśli. Mogę Ci tylko powiedzieć - Ty i Twoje dziecko, Twoje odczucia i Twoja intuicja jesteście najważniejsi. Nie bój się mówić, co Ci się podoba, a co nie.
    Jak ja robiłam, na co pozwalałam rodzinie:
    - obu mamom, ciotkom, wujkom i wszystkim świętym zapowiedziałam, że dziękuję za porady i rady, postaram się sama sobie poradzić, a jak będę potrzebowała pomocy, to o nią poproszę
    - przez pierwsze dwa tyg. córcię na ręce brałam tylko ja i mąż. Później ktokolwiek chciał ją wziąć, musiał umyć ręce mydłem i ciepłą wodą.
    - przez pierwszy tydzień po powrocie do domu w ogóle nie przyjmowaliśmy gości, cieszyliśmy się byciem we trójkę, uczyliśmy się siebie na wzajem (ale tak jak jedna z blogowiczek byłam umówiona z mamą, że jak zadzwonię i poproszę o pomoc, to przyjedzie tak szybko jak się da)
    - nie dopuszczałam nikogo, kto choćby pociągnął nosem, otwarcie mówiłam, że sobie nie życzę, by ta osoba podchodziła za blisko do mojego dziecka
    - na karmienie wychodziłam do drugiego pokoju, a jak ktoś usilnie za mną szedł, to przepraszałam i zamykałam za sobą drzwi
    - zakazałam popołudniowych wizyt (po 15.00), bo to było męczące dla nas, a mała była później tak pobudzona i rozdrażniona, że miała kłopoty z uśnięciem...
    - kategorycznie zakazałam całowania małej gdziekolwiek, szczególnie po główce (okolice uszu - wystarczy, że ktoś z wirusem da dziecku buziaka i zapaleniu ucha gotowe!) i po rączkach - dzieci przecież notorycznie biorą je do buzi, oczywiście po tym, jak odkryją, że mają rączki;)
    ....
    jeśli coś jeszcze mi się przypomni, to napiszę;)

    ps. lekkiego porodu życzę:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.