poniedziałek, 3 czerwca 2013

Można urodzić po ludzku.

Moje drogie...
Tutaj i tera,z ogromnie dziękuję Wam za niebywałe wsparcie. Ilość osób, która wzięła udział w dyskusji przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Za szczególne wsparcie dziękuję Julce z szafatosi.pl ...

Wasze komentarze były bardzo konstruktywne i cenne. Na początku odpowiadałam na każdy, ale po czasie stwierdziłam, że warto, jeśli zbiorę swoje refleksje w jeden, konkretny wpis...

Rodzić po ludzku...
To prywatna klinika o standardzie obsługi i wyposażenia znacznie przewyższającym nasze państwowe szpitale.
Rodzić po ludzku...
To znajoma, serdeczna i rzetelna położna lub doula, którą darzymy zaufaniem, która nas zna i jest skupiona tylko na nas, osoba, która da nam poczucie bezpieczeństwa...
Rodzić po ludzku to...
Godne warunki, umożliwiające łagodzenie bólu. Warunki, które nie przypadają nam na zasadzie kto pierwszy - ten lepszy, tylko przysługują KAŻDEJ kobiecie jak psu buda.
Rodzić po ludzku...
To świadomość, iż w razie, gdy ból przekroczy nasz próg wytrzymałości, czeka na nas koło ratunkowe w formie fachowo wykonanego znieczulenia zewątrzoponowego, które prawidłowo założone, jest całkowicie bezbolesne.
Rodzić po ludzku...
To w końcu nasz lekarz prowadzący przy porodzie. Osobą, którą znamy, która zna nas od wielu miesięcy. Posiada najrzetelniejszą wiedzę na temat naszego "przypadku" i jest z nami podczas porodu po to, aby skutecznie pomóc nam urodzić, a nie "bo miała akurat dyżur". Lekarz, który w razie komplikacji, położy kres naszemu cierpieniu i to będzie dla niego priorytetem, a nie ulubiony serial, który akurat się rozpoczął, czy osobista niechęć do cesarskiego cięcia...

Jeśli chodzi o mój poród...
Szykowałam się do niego, jak do bitwy.
Szkoła rodzenia, aby mieć pełną świadomość, co się ze mną będzie działo.
Lekarz prowadzący - ordynator szpitala położniczego, cieszący się wielkim szacunkiem i uznaniem. posiadający najnowszej generacji sprzęt.
Szpital - w sąsiednim mieście, obdarzony nagrodą Szpital Roku w plebiscycie rodzić po ludzku.
Sala komercyjna była - jedna co prawda, ale i tak  porodów stosunkowo tam mniej, niż w moim wojewódzkim szpitalu.
Opłacona położna - którą poznałam wcześniej podczas trzytygodniowego pobytu w szpitalu.
Duża część porodu spędzona w domu. Na spokojnie, w kontakcie z położną. Aby poród miał czas rozbujać się w domowych warunkach.
Nastawienie - cel - dziecko - szczęście. Trzeba wykonać i już. Najlepiej tak, jak na filmiku poród w ekstazie.

I co?
Wszystko może i byłoby super, gdyby było mi dane :
-trafić na salę komercyjną,
-trafić na swojego lekarza,
-mieć fizjologiczny, nie zaburzony poród bez komplikacji.

Czas do pełnego rozwarcia wspominam dobrze. Ból był ogromny, znacznie przewyższający moje wyobrażenia, ale gdyby tak było do końca, z pewnością nie byłoby tego wpisu.
Posiadam zatem świadomość, jak boli normalny poród i mówię Wam tutaj dziewczyny, które jeszcze nie rodziły, że wówczas piłka, oddech czy wodna znacznie pomagają, bo to wszystko jest do przejścia. Mimo tego pewnie, gdybym miała wówczas taką możliwość, skorzystałabym ze znieczulenia. Możliwości nie było.

A poród zaczął się komplikować. I wówczas ból stał się nie do ogarnięcia umysłem. Przerósł moje najśmielsze wyobrażenia.
Poród przedłużał się w nieskończoność, a wraz z nim moje cierpienie i ryzyko niedotlenienia dziecka.
I wtedy nic nie jest w stanie już pomóc. Ani woda, ani piłka, ani żaden gaz. Ani najlepsza nawet położna , choćbyśmy zapłacili jej i milion dolarów.
Kobieta leży, nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu i błaga o cesarskie cięcie, bo instynktownie czuje, że jest zagrożona. A Oni - nic.

Gdyby był wówczas przy mnie mój lekarz prowadzący, z pewnością dużo wcześniej wybawił mnie z bezproduktywnego cierpienia i byłoby po sprawie.
Tymczasem skazano mnie na wyduszenie dziecka z siebie na siłę, pomimo złego ułożenia, po dwóch i pół godzinie skurczy partych...
Skazano moje dziecko na krwiaki na oczach i zniekształcenie główki...(powinnam się cieszyć, że tylko tyle)
Skazano mnie na traumę...

Dlatego osobiście uważam, że o ile idealnie byłoby mieć zapewnione wszystkie, na początku wymienione warunki dobrego porodu, o tyle najważniejsze, aby mieć przy sobie rzetelnego lekarza, od którego tak na prawdę wszystko zależy, który jest panem i władca naszego porodu, który jako jedyny ma moc sprawczą i nie pozwoli na nieludzkie cierpienie...

Powiem Wam tylko na zakończenie, że pomimo tego wszystkiego, czego doświadczyłam, poród uważam za najbardziej zjawiskowe, cudowne i metafizyczne przeżycie w swoim życiu. Nie oddałabym tego za nic w świecie. Życzyłabym sobie tylko, aby kiedyś dane mi było doświadczyć tegoż cudu w humanitarny sposób.

Bo głęboko wierzę, że nawet w naszym kraju można wygrać ze służbą zdrowia i urodzić po ludzku. Trzeba tylko wydarzenie to dokładnie zaplanować. I nie chodzi mi tutaj o "plan porodu", którego i tak w naszych szpitalach nikt nie bierze pod uwagę, bo poród często przebiega w zaskakujący sposób.

Mówiąc o planie mam na myśli ustalenie w najdrobniejszych szczegółach gdzie, z kim i pod czyją opieką będziemy rodzić, dogranie optymalnie najbardziej dogodnego miejsca i zapewnienie sobie możliwości znieczulenia, nawet jeśli w końcu wcale się na nie nie zdecydujemy.

Samych ludzkich porodów życzę wszystkim przyszłym mamom...

9 komentarzy:

  1. Wszystko przed Tobą, Kochana! :)
    Współczuję takich przeżyć, brzmi to strasznie i nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak to przeżyłaś. Dobrze, że skończyło się szczęśliwie dla Was.
    I obiema rękami podpisuję się pod tym, że poród to wyjątkowo zjawiskowe przeżycie. Ciągle do tego wracam i zachwycam się tamtymi chwilami.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja mam osobiście jeszcze jedną ogólną refleksję na ten temat. Dlaczego w XXI wieku, w kraju teoretycznie cywilizowanym, kobiety wciąż potwornie boją się porodu? Ale nie dlatego, że jest to strach przed nieznanym, którego doświadczamy w wielu nowych sytuacjach. Boimy się niekompetencji lekarzy, wrednej, zimnej, oschłej i nieczułej położnej, warunków, a przede wszystkim-reasumjąc-boimy się o zdrowie naszego dziecka i nasze. Zastanówmy się ile lat działa już Fundacja "Rodzić po ludzku"? Nie jest to twór nowy. Zdaję się, że Gazeta Wyborcza swego czasu prowadziła akcję "Rodzić po ludzku." I co? I w dalszym ciągu niewiele. Wciąż szukamy znajomości, płacimy położnym, lekarzom (dodatkowo) bo wiemy, że bez tego może być różnie. A to różnie oznacza zazwyczaj źle. I naprawdę nie chcę uogólniać, bo wiem, że na szczęście są jeszcze i wspaniałe położne i kompetentni lekarze. I chwała im za to. Niestety całe grono "konowałów" i położnych z piekła rodem sprawia, że garstka tych, którzy wykonują swą pracę dobrze nie nadrobi i nie wyrobi super opinii o tym środowisku. Przeraża mnie to, że po pierwsze- ci ludzie przychodząc na dyżur, przychodzą przecież do pracy! Czy nam ktoś płaci dodatkowo za naszą pracę? Nie. Przynajmniej mi nikt nie płacił. A znam wiele przypadków, gdzie podczas samego porodu zdesperowany mąż na gwałtu rety opłacał położną... Po drugie. Rodzącej kobiecie w większości czasy towarzyszy położna. Kobieta. Taka jak my. Która prawdopodobnie też już rodziła... Dlaczego więc jest wobec nas taka zimna, taka patrząca z góry, jakby chciała całą sobą powiedzieć: "Nie ty pierwsza i nie ostatnia"?
    Za mną dwa porody, być może kiedyś jeszcze trzeci. I wiecie co? Mimo, że myślę o nim za jakieś 5-6lat nie łudzę się, że sytuacja zmieni się na tyle, żebym mogła spokojnie iść urodzić z tzw. marszu. Że będę pewna, że do którego szpitala nie pojadę będzie bezpiecznie, czysto, kameralnie, fachowo... I to jest przykre. A jednocześnie zatrważające. W końcu bądź co bądź nie jesteśmy (jeszcze) krajem trzeciego świata.
    I jeszcze raz podkreślę, że nie chciałam obrazić żadnej dobrej położnej i żadnego kompetentnego lekarza. Mogę wyrazić tylko swoje ubolewanie, że jest Was tak mało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pozytywnie nastawiona położna to na prawdę bardzo dużo. W szoku jestem, ile moich znajomych ma bardzo złe wspomnienia z porodów i pierwszych dni w szpitalu, właśnie z powodu opieki...Dziękuję Bogu za kobiety, które były z nami podczas naszych dwóch porodów, kiedy nie mogąc wypchnąć Adiego z uśmiechami na ustach mówiły, że świetnie sobie radzę, gładzimy po rękach i na prawdę wspierały i dodawały otuchy. Każdemu życzę takiego wparcia personelu. Jadąc na drugi poród, bałam się "tylko" komplikacji(wiadomo, że wszystko może się zdarzyć), o personel byłam spokojna, bo wiedziałam, że zrobią wszystko, żeby poród przebiegł bez zakłóceń..

      Usuń
  3. I jeszcze ostatnia już (mam nadzieję) dygresja. Przypomniało mi się kiedy 7lat temu szykowaliśmy się do porodu Starszej Córci. Byliśmy zwiedzać porodówkę w szpitalu, który dumnie szczycił się tytułem "Szpital Przyjazny Dziecku". Wraz z nami kilka innych par... Jesteśmy już na samej porodówce, omawiamy kwestię obecności Taty przy porodzie. Lekarz oprowadzający kilkakrotnie, z mocnym naciskiem na swoje słowa, podkreślał, że Tata jest tylko po to, żeby masować plecy Mamie a nie do tego, żeby patrzeć na ręce położnym i lekarzom. Przyznam, że zaskoczyło mnie to trochę... Nie muszę chyba pisać dlaczego. Nie urodziliśmy tam, i może nie tylko z tego względu, bo z wielu innych też.
    A przyszłym Mamom osobiście radziłabym także wziąć pod uwagę nie tylko kwestię samego porodu, ale także pobytu z dzieckiem na oddziale. Pojawił się taki właśnie komentarz pod poprzednim postem i ja się pod nim podpisuję rękami i nogami. Gdybym wiedziała, że ze Starszą Córcią przyjdzie mi spędzić w szpitalu 11dób, na pewno wybrałabym inny. Bo poród to jedno, a opieka nad noworodkiem to drugie. Niestety nigdy nie możemy założyć, że wszystko będzie w porządku i warto na tą ewentualność także być przygotowanym. Bo współczesna mama to ŚWIADOMA MAMA :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. :) ja miałam to szczęście, ze rodziłam tak jak chciałam... "po ludzku". Było tak dobrze (za wyjątkiem tego oczywistego bólu), ze mogłabym go powtórzyć... :) Naprawdę miałam szczęście!

    OdpowiedzUsuń
  5. I ja życzę wszystkim przyszłym Rodzicom spokojnych porodów, fachowej pomocy i wsparcia, zarówno podczas, jak i po porodzie:)

    ps.Marta ja jestem w szoku, że szybciej nie zareagowali w Waszym przypadku!!! Też Adrianka nie mogłam wyprzeć, ale po ok.45min był już z nami lekarz i po jednym skurczu partym od razu podjął decyzję o użyciu próżnociągu..

    OdpowiedzUsuń
  6. I tu jest pies pogrzebany. Nie wiedzieć czemu, lekarze i położne na siłę chcą, żeby dziecko urodziło się w sposób naturalny. Ja się samego porodu i bólu nie boję. Obawiam się natomiast, że nikt w porę nie zareaguje i nie przeprowadzi cesarskiego cięcia, a ja za to będę miała traumę do końca życia. Uważam, że sporo komplikacji rodzi się podczas porodu z powodu medycznych interwencji oraz bezsensownego przyspieszania. A skoro dziecko ma problem z wyjściem na świat w swój naturalny sposób, to oksytocyna i wyciąganie go na siłę tylko przysporzą mu więcej stresu. Nie rodziłam, więc nie wiem, ale niestety nie jestem nastawiona pozytywnie do porodu w szpitalu...

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam do siebie wszystkie mamy na konkurs z wspaniałymi nagrodami ufundowanymi przez firmę SIMED http://testowokolorowyswiat.blogspot.com/2013/05/konkurs-z-simed-produkty-dla-mamy-i.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Odniosę się do tego:
    "Mówiąc o planie mam na myśli ustalenie w najdrobniejszych szczegółach gdzie, z kim i pod czyją opieką będziemy rodzić, dogranie optymalnie najbardziej dogodnego miejsca i zapewnienie sobie możliwości znieczulenia, nawet jeśli w końcu wcale się na nie nie zdecydujemy."
    Aby tak się dało... Ale to naprawdę tak wiele zależy od życzliwości personelu, a to jest bardzo rzadko spotykane i to jest najbardziej wkurzające. Aby rodzić po ludzku, trzeba bulić - w 95 % procentach, tak na oko oceniając. Gdybym ja przy pierwszym porodzie miała koło siebie swojego lekarza i jakąkolwiek położną zainteresowaną mną, a nie pieprzeniem bzdur, może wcześniej by mi zrobili cesarkę i córka nie urodziłaby się podduszona :( A tak czekałam i czułam, że coś jest nie tak, a na moje żądania natychmiastowego badania tylko mnie zlewano - choć robiłam awantury od 9 rano do 16.
    A druga CC była prawie natychmiastowa, nikt nie zignorował moich próśb o interwencję bo też wiedziałam, że coś jest nie tak, coś się dzieje. Pojechałam do lekarza o 22, a o północy miałam cięcie. I wcale nie dopłacałam za położne. Miałam tylko i aż. "znajomości"

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.