środa, 31 sierpnia 2011

Kury domowe głosu nie mają

Wczoraj pożaliła mi się znajoma. Mama kilkumiesięcznej dziewczynki. Że pokłóciła się z mężem o światło czy coś. Że nie wyłączyła. No a usłyszała, że przecież ona swoich pieniędzy nie ma, bo nie pracuje, więc ...

Kutfa! Nerw mnie poniósł straszny! I żal straszliwie mi się jej zrobiło. Dziewczyna nie pracuje, bo postanowiła poświęcić swoją bardzo dobrze płatną pracę na rzecz opieki nad dzieckiem ICH OBOJGA przecież.
Do tej pory była totalnie niezależna i świetnie potrafiła o siebie zadbać. Teraz zamiast dbać o własny tyłek, postanowiła zadbać o kogoś znacznie ważniejszego - DZIECKO. Zrezygnowała z niezależności, żeby jej córeczka miała mamę na co dzień, żeby była zadbana i dopilnowana, żeby nie musiała zrywać jej o 6 z łóżka i prowadzać zimą do żłobka, żeby miała poczucie bezpieczeństwa, że mama jest przy niej zawsze, a nie dwie godziny przed zaśnięciem, żeby miała dom zadbany, obiadek domowy ugotowany itd ...Plusów można by wymienić tysiąc, każda z Was się pewnie zgodzi. No bo chyba żadna mama nie idzie do pracy po macierzyńskim z uśmiechem na twarzy.

A tu takie słowa. I to od ojca dziecka. No i ta znajoma mówi, że nawet nie chodzi o to, że nie może sobie pozwolić na te wszystkie luksusy, które wcześniej były normą, ale o takie upokorzenie słowne, że nie ma nic, więc nie jest nic warta, nie ma głosu, bo przecież kury domowe głosu nie mają.
Mają zapierdaczać na szmacie, prać, wieszać pranie, zbierać pranie, prasować, chować, gotować, sprzątać, odkurzać, kafelki pucować i wannę i kibel też, dzieciakowi tyłek przewijać i  myć obejsrany, usypiać, pilnować, żeby krzywdy sobie nie zrobiło, na spacerki poginać, zabawiać a przy wyciu ciągłym zęby tylko zaciskać i nie podskakiwać! Bo pieniędzy swoich nie mają, więc są g..... warte.

I to wszystko, co dzień w dzień ta dziewczyna robi, ten etat 24h to nic?! Przecież gdyby ona na przykład zmarła, pozostawiając swego "Pana" i córeczkę samych, a on w to miejsce wynajął sobie Panią Gosposię i płacił jej 10 zł za godzinę, to razy 24 na dobę razy 30 dni w miesiącu to miał by portfel chudszy o 7 200 zł. A to więcej niż zarabia on - szanowna głowa rodziny. No dobra odejmijmy 6 godzin snu na każdy dzień, to zostaje 5400. Tylko, że oprócz gosposi, musiałby jeszcze zatrudnić nianię, bo żadna gosposia przy zdrowych zmysłach, dzieckiem w czasie swej pracy zajmować by się nie chciała. No a do tego trzeba by było zapłacić "tutce" za uciechy cielesne... Tak czy inaczej i tak stać by go nie było.

Nosz kurna chata! Jak można tak?! Co za gnom jeden przemądrzały, kutafon przebrzydły.

Tego właśnie boję sie najbardziej ...



PS. Za wulgaryzmy wszelakie przepraszam, alem poruszona bardzo.

13 komentarzy:

  1. bywają i takie męskie stwory. Przyznam, że to iż wracam do pracy po macierzyński to po części potrzeba niezależności, no a poza tym dziecieciem mym zajme się moja mama

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, gdyby mi tak mąż powiedział to zobaczyłby gdzie raki zimują... powinien sam przez miesiąc posiedzieć z dzieckiem w domu. Wtedy pewnie zrozumiałby co to za harówka...

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, znów będę kontrowersyjna (hahaha)

    Czasem jest tak, że facet na którego barkach spoczywa utrzymanie rodziny zaczyna "przesadzać" w sposób jaki opisujesz ze strachu, że nie podoła zadaniu i liczy każdy grosz. Nie jest to w takim wypadku przejaw złej woli, ale strachu do którego zwykle facet się sam nie przyzna no bo jest facetem i ma społecznie narzucony obowiązek - dać radę, być dzielnym, niczego się nie lękać.
    Bo trzeba pamiętać, że my młode mamy tez mamy jakieś swoje świry nie do wytrzymania dla tatusiów naszych pociech i potrafimy im życie "umilić" niejednokrotnie (hahaha).

    Jeżeli jednak takie zachowanie wynika z potrzeby dowartościowania się i zrobienia z siebie Pana i Władcy absolutnego to lańsko na gołą dupę mu się należy od żony, matki i teściowej!

    Ja się nie boję, że spotka mnie coś takiego bo mój mąż nigdy nie miał głowy do wydatków, rachunków, potrzeb domowych i zawsze to ja podejmowałam decyzje, płaciłam rachunki i planowałam wydatki i tak będzie nadal. Pomimo rozdzielności majątkowej nic nigdy nie było "moje i twoje" wszystko było zawsze "nasze", a stwierdzenie "ja zarabiam - nie masz nic do gadania" chyba bym obśmiała :)(Mój mąż właśnie też obśmiał :D cyt: "A to trzeba nie mieć jaj żeby coś takiego żonie powiedzieć")

    Inna sprawa, że bez osobiście zarobionej kasy będę znacznie bardziej niespokojna... coś za coś cholera... =/ Będę najwyżej doić swoje oszczędności.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hafija - no i ja kontrowersyjna dzis będę bo zgadzam sie z Tobą w całych 99%;-)
    1% - fakt jego strachu nie upoważnia, żeby kłapać jęzorem i upokarzać żonę.Ale upowarznia oczywiście oszczędzanie światła;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. No nie upoważnia, ale patrz na to co my baby kłapiemy jak nas hormony napędzają... ostatnio krzyknęłam na Małżona, że mam go dość - co ofc nie jest prawdą, ale się wkurzyłam. :P
    Jednorazowa dyspensa być może, na drugi raz lańsko na gołą dupę!

    OdpowiedzUsuń
  6. W takim momencie postawiłabym pytanie: Zamienimy się? Chociaż na 1 dzień! Albo wkurzona zabrałabym tyłek i zostawiła męża z dzieckiem SAMYCH w tym momencie na conajmniej 2h niech radzi sobie sam!

    I po sprawie...

    OdpowiedzUsuń
  7. Skoro taki mądry ten facet, to niech poświęci dzień urlopu od tej cudownej pracy i niech zaopiekuje się dzieckiem. Tylko ten jeden dzień. Pewnie by zmienił zdanie - bo to jak pisze Mamuśka-Martuśka etat 24h, a nie odbębnione 8h w biurze i koniec. Ale i tak pewnie nie zgodził by się na taką zamianę. Ciekawe dlaczego? Ze strachu, że sobie nie poradzi, czy może dlatego, że to jednak bardzo wyczerpujące zajęcie? A że dziewczyna musi (znów cytuję autorkę posta) "zapierdaczać na szmacie, prać, wieszać pranie, zbierać pranie, prasować, chować, gotować, sprzątać, odkurzać, kafelki pucować i wannę i kibel też" to nie dziwota, że ze zmęczenia mogła zapomnieć o zgaszeniu światła.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak to właśnie jest ... bo oni myślą że opieka nad Kruszynką to nic takiego i że to taka naturalna rzecz...

    OdpowiedzUsuń
  9. To straszne, ale niestety prawdziwe. Sama nieraz słyszałam:"...siedzisz w domu i nie masz czasu?", na szczęście nie od własnego męża.

    OdpowiedzUsuń
  10. ja ustosunkuję się w telegraficznym skrócie do dwóch kwestii:
    - faceci są różni, to prawda, ale tak, jak zauważyła Hafija, my - kobiety też często swoimi hormonowymi fochami potrafimy zranić tak mocno facetów, ze z mety, powinni nas zripostować, a jednak też przez wzgląd na... miłość nam wybaczają, no a cóż - odgrywają się też niestety czasami w najmniej oczekiwanym momencie, ważne, żeby i tych złych fluidów i po jednej i po drugiej stronie było jak najmniej, to wówczas można ze sobą lata fajnie, pozytywnie suma sumarum przeżyć :)

    co do powrotu do pracy po macierzyńskim, to ja właśnie dziś byłam pierwszy dzień w pracy i powitałam to wydarzenie z uśmiechem, a nie beż uśmiechu, bo i chciałam już zmiany otoczenia, szczerze mówiąc, na parę godzin chociaż, ale to też zasługa osób, na których mogę polegać, czyli dobrej niani, teściowej czuwającej nad Malutką i ...nianią, troskliwego męża i kochanego, niesamowicie pomocnego syna - jak się ma taki sztab przy sobie, to można być bogatym w uśmiech powracając do pracy :)

    OdpowiedzUsuń
  11. To okropne, że kobiety które chcą dbać o własną rodzinę rezygnując z pracy są szykanowane w swoich domach, dobrze że o tym napisałaś. Gdy nie pracowałam też kilka razy usłyszałam parę przykrych docinków ze strony rodziny... jedak było warto być z własnym dzieckiem gdy mnie najbardziej potrzebowało, niczego nie żałuję.

    Zaprasam Cię do zabawy kosmetycznej w pytania i odpowiedzi, szczegóły na moim fochociuchowym blogu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wulgaryzmy zakamuflowane pierwsza klasa:D
    Mężczyzna opisany w owym poście, niezwykle irytująco głupi!

    OdpowiedzUsuń
  13. A ja trochę z innej beczki. "No bo chyba żadna mama nie idzie do pracy po macierzyńskim z uśmiechem na twarzy". I tu Cię zaskoczę! Mój synek skończy pól roku za 10 dni, w ja za 3 tygodnie wracam do pracy właśnie z takowym uśmiechem na twarzy! Uwielbiam swoją pracę i pomimo ogromnej miłości, jaką darzę synka nie byłabym w stanie siedzieć w domu i nie posiadać własnych pieniędzy. Jestem nauczycielem i lektorem języków obcych, więc moja praca wiążę się także z późnymi godzinami zajęć, ale wiem, że synek będzie pod dobrą opieką babć i taty, a całe weekendy będą tylko dla nas!Rozumiem kobiety, które nie są sobie w stanie wyobrazić pozostawienia dziecka, ale jak widać, są też takie, które nie wyobrażają sobie siedzenia z nim w domu 24h/dobę. Pozdrawiam, Karolina

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.