Ojciec mojego potomka jest człowiekiem permanentnie pracującym. W myśl nowoczesnego nurtu pracowniczego, pracuje nawet w pracy nie będąc. Praca podczas prowadzenia auta to już standard. Zdarza się jednak, że pracuje także jedząc z nami obiad w knajpce, pracuje wybierając obuwie w sklepie, a czasem nawet w toalecie praca go nie ominie.
Jak to? Ano tak to, że telefon komórkowy przy sobie zawsze nosząc, na pracę w najmniej odpowiednim momencie sam się biedak skazuje. Tak. Mój małżonek jest telefonistą. Niemalże. Co doprowadza mnie do szewskiej pasji, aczkolwiek staram się usilnie nad szałem owym swoim zapanować. I przywyknąć. Bo przecież jedynemu żywicielowi rodziny, to akurat PRACĘ (nawet w wersji wszechogarniającej) wybaczyć trzeba...
Syn mój zamiłowanie do telefonów wyssał z mlekiem....Ehghmm, ojca. Można by rzec, jakby to dziwnie nie zabrzmiało. Odkąd nauczył się chwytać, żadnego telefonu nie przepuści. W wieku kilku miesięcy, bodaj ośmiu, całkowicie sam wykonał swój pierwsze połączenie. Zadzwonił do babci. W swojej karierze także rozbroił kilka egzemplarzy. Diagnoza w serwisie, gdzie ojciec oddał ostatnio swoje uszkodzone gadżeciarskie cudeńko brzmiała - "zalanie układu cieczą". Jak? Na to pytanie odpowiedź zna tylko nasz mały dzwonnik. Podejrzewamy, że ów płyn to dziecięca ślina zwyczajnie.
Jednak ostatnio preferencje Syna uległy przekierunkowaniu.
Klucze! Tak, klucze to ostatnio namber łan. Najlepiej te od samochodu, jednak jeśli ojciec stawia silny opór, to i od mieszkania oblecą. Matki klucze oczywiście. Nie wyobrażacie sobie jak poszukiwanie kluczy przed samym wyjściem z domu fantastycznie trenuje ludzką cierpliwość.
Tak wiem. Sama jestem sobie winna, bo kto daje dziecku klucze do zabawy?!
Ja.
Daję bo nie mam odwagi hamować tej jakże silnej, dziecięcej pasji...
Daję, bo w tym akurat przypadku za mniejsze zło uważam to "wymuszenie", niż dziecięce łzy.
No i chyba w ramach wdzięczności za to, dzisiaj mój Bobo totalnie matkę swą rozbroił...
Usiadł na swoim dużym aucie, z kluczyma w dłoni.
Zaciekawiło mnie co tez ten mój kombinator tym razem wykombinuje.
Otóż Szuszu mój włożył koniec klucza w jedną z dziurek przy kierownicy i wydał z siebie doskonale dobrany do wykonywanej czynności dźwięk : "Bżżżżżżżżżżżżży", opluwając się przy tym ciut nieelegancko.
Matka - karpia rozdziawiła.
Szuszek klucz wyjął. Wstał. Wziął ze stolika matczyny telefon i przyłożywszy go do ucha, wrócił do autka. Wsiadł. Kluczem wcelował. "Bżżżżżżżżżyy". I rozpoczął telefoniczną konwersację telefoniczną, w mało znanym komukolwiek języku.
Matce pończochy opadły...
A po głowie, bijąc się z dumą, krążyła tylko jedna myśl,: "Męża pracoholika przeżyję. Ale syna?!
ŁAJJJJJJ?!
My po jednym telefonie "wykonanym" przez Jerza daliśmy mu na jeden wieczór ksywę Prezes ;)
OdpowiedzUsuńżyć z pracoholikami to średnio, ale z gadżeciarzami może być zabawnie ;)
"Zabawnie" to najlżejsze określenie również wobec gadżeciarza;-P
UsuńPS. Oj, Nacio na prezesa też by się nadawał, moim skromnym zdaniem...
zdjęcie świetne :)
OdpowiedzUsuńmój młody (na wzór i podobieństwo taty) z telefonem przytkniętym do ucha przemierza pokój w tę i powrotem, wydając gniewne okrzyki - ot znak czasów :)
Ha ha ha, Nacio niegdyś rozbroił mnie intensywną gestykulacją...Teraz jednak to już pikuś;-P
UsuńAle zdjecie dobralas do postu idealnie - maja takie same miny:) Jestesmy wzorem dla naszych dzieci czy tego chcemy czy nie. Co jakas minute musze to sobie powtarzac:P
OdpowiedzUsuńMają takie same miny, bo są identyczni;-)A co do wzoru, to mój syn dzisiaj spacerował po chacie w maminych balerinkach;-)
UsuńMały zdolniacha :) Co do telefonu to nie daję Fabianowi - mam nauczkę bo Emilka jak była mała to tak zapluła mój telefon że nie nadawał się do użytku... :|
OdpowiedzUsuńMy mamy taki dyżurny, gorszy egzemplarz;-P
UsuńJaki ojciec taki syn ;)
OdpowiedzUsuń;-)
UsuńPonoc czym skorupka za młodu nasiąknie... dobre, dobre. Swoja drogą macie też plusy takich uzależnień. Nie musicie włączać poczty głosowej - mały może odbirać :) mało tego ewentualnie napęd do bramy Wam tez nie potrzebny, bo synek dopomoże rodziców :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJednak uwaga: siedzimy kiedyś z mężem nieopodal garażu. Janek bawi się w aucie. Po czym slyszymy dumne słowa: zajaz odpalam bum. hahah, hihihi auto odpaliło, szarpnęło i zgasło ( mały przyniósł klucz z garderoby, wrzucił na sucho bieg i odpalił). Od tamtej pory samochodowe klucze chowamy :) Teraz wszystkie teksty odpalam bierzemy na poważnie ;)
Ha ha ha! Fajna historia;-)
UsuńWidzę, że Nacio jest równie wielkim fanem kluczy, jak mój Synio. A co najlepsze, nie każde klucze są do przyjęcia. Zrobiłam mu jego prywatny zestaw kluczy, których nikt już nie używa. Wyszorowałam je, żeby mógł spokojnie do buźki wkładac. A On co? Rzucił w kąt! Dobre są tylko te, których my używamy. Ile już razy musiałam podwórko przeszukiwac, żeby jakoś wejsc do domu :)
OdpowiedzUsuńTo tak jak z dziecięcą komórką atrapą. Nie działa!!!!
UsuńHahahahaha! Oj to widzę, że się nieźle ubawiłaś :) Adaś też na etapie kluczy - a te z auta - nie wiem dlaczego - najbardziej pożądane!! A jak się go jeszcze w aucie za kierownicą posadzi....o matko cóż za szczęście!! I tylko widać szeroki uśmiech i krzyki:"ijo ijo ijo!!" połączone z szarpaniem kierownicy na wszystkie strony:)
OdpowiedzUsuńOj tak zamiłowanie do motoryzacji i ja zauważyłam;-P Zwłaszcza w Piotrze i Pawle, kiedy trzeba opuścić już wózek - koszyk -autko;-)
Usuńaaaa, jacy podobni :)
OdpowiedzUsuńJednak z cioć mojego męża powtarza to osiemdziesiąt razy na każdym spotkaniu rodzinnym;-)
UsuńBardzo się cieszę, że mnie odwiedzasz;-)
Usuńhahaha u nas etap telefonu był krótki, acz intensywny! Też pożegnałam się z moim ulubionym cudeńkiem. Za to nadszedł czas na zegarki. Mąż juz dwóch się pozbył i na rocznicę kupiłam mu kolejny... pradziadek zegarmistrz, więc może po tej linii... Buziaki :)))
OdpowiedzUsuńZegarki, hmmmm.Ciekawe co u nas będzie następne;-)
Usuńnajlepiej oszukać telefon niechący go po prostu zapominając...na początku trudno, ale działa :)
OdpowiedzUsuń;-P Całuski!
UsuńDzieci szybko się uczą :) Są genialnymi obserwatorami :)
OdpowiedzUsuńNo, to prawda stara jak świat, ale nie miałam świadomości, jak śmiesznie to czasami wychodzi. Dzisiaj na przykład Nacio przywdział moje złote balerinki z kokardkami...Czad!
UsuńMoja (2 lata) kiedyś zadzwoniła na 999. Nie powiem ile się strachu i wstydu za to najadłam. Nie wspomnę o tym jak ostatnio przekręciła klucz w łazience i mój kuzyn drzwi siekierą wyrąbywał ;D
OdpowiedzUsuńOjojoj...;-)Dziękuję za komentarz!
UsuńPatrz jaki skrupulatny obserwator :D Niesamowite jak szybko dzieciaki się uczą... szkoda tylko, że zawsze wybierają sobie to, co chcą zapamiętać i najczęściej jest to coś zupełnie innego niż rzeczy powtarzane przez rodziceli dziesiątki razy :D
OdpowiedzUsuńNo właśnie!Spryciarze!
Usuń