Pamiętam, jak jeszcze nie tak dawno, żaliłam się, że mój syn - bobas nie okazuje mi żadnej czułości.
Czas temat nieco zaktualizować... ;-)
Ale od początku.
Kiedy byłam w ciąży... Ba, nawet jeszcze wcześniej, wyobrażałam sobie, że bobaski są strasznie przytulaśne.
Takie przyklejki, które tylko przytulenia, mleka i suchej pieluchy potrzebują. Wyobrażenie - jak to często bywa - rozminęło się z rzeczywistością niemal całkowicie...
Owszem noworodek potrzebuje tulenia, kołysania, mleka i pieluchy, ale tuli się raczej...Ehghmmm - biernie... Po prostu - to jego trzeba tulić. Dziecię w zamian leży bezwładnie w ramionach, niczym kluska śląska. Owszem poniekąd daje to wrażenie okazania czułości rodzicowi. Poniekąd...
Potem, gdy kluska zaczyna brykać, i to coraz bardziej intensywnie, już nawet nawet na "poniekąd" liczyć nie można.
Ja momentami miałam z tym normalnie problem. Wydawało mi się, że to moja wina... Pojawiały się nawet myśli, że Synu mnie nie lubi, bo nie dość jestem dla niego dobra. Że focha na matkę swą ma - myślałam.
Dzięki "Wam" dowiedziałam się, że dzieci tak mają i że trzeba poczekać.
Uspokojona czekałam cierpliwie.
Aż tu nagle zaczęło się. Bardzo powoli i nieśmiało. Najpierw do matczynego brzucha poranne przytulanki, potem "Aja" po buzi w zadość uczynieniu wyłudzone. Z czasem także włosów matczynych mizianie...A niedawno maluch mój nawet mnie docenił.
Tak! DO-CE-NIŁ;-)
Mianowicie podczas zabawy na podłodze, tak Mu się spodobało, co matka z zabawką wyprawiała, że położył Synu mój małą swą rąsię na matczynym udzie, nacisnął lekko kilka razy i z uwielbieniem na twarzy (tak! ten wyraz na dziecięcej buziuni to właśnie uwielbienie było, nic innego!) wyartykułował miękko - "Aaaaa", co w wolnym tłumaczeniu oznaczało - "Aja" czyli "cacy", czyli że fajna jestem w jego mniemaniu;-P
Co mnie totalnie rozbroiło.
Teraz to już normalka. Tak jak witanie mnie z otwartymi ramionami i przytulankami, gdy do domu, do syncia wracam.
Jednak obecnie zacieszam regularnie i zachwycam się niezmiennie, gdy Synu określenie/zwrot "Mamooo" zajarzył, którym to nawołuje mnie regularnie. "Mamooo" - nie - "Mama".
"Mamooo" w Jego wydaniu brzmi jak nic innego na świecie i jest czystą poezją dla mych matczynych uszu. Bo:
Raz - wie Synu kto jest matką jego.
Dwa - zwraca się w 'wołaczu', czyli całkowicie osobowo, czyli że osobą dla niego jestem!
Trzy - głosik jego, brzmienie i to lekkie zabarwienie tonu nakazem, pretensją, sprawiają, że jaram się strasznie (choć określenia tego nie cierpię, tzn - jarać się) i z dumą, że syn mój taki charakter władczy posiada, odpowiadam: "Słucham Cię Synu." ;-D
;) przeszłam podobny proces myślowy jeśli chodzi o tę noworodkowo-niemowlęcą czułość ;)
OdpowiedzUsuńteraz i u nas czułość obopólna.
śliczne zdjęcie!
Dzięki!!! I cieszę się, ze mamy podobne myśli;-)Od razu raźniej jakoś...
Usuńsuper !! tez czekam az mój syn bedzie przytulaśny bo teraz to odpycha strasznie ;/.
OdpowiedzUsuńCierpliwości;-)Ściskam!
UsuńTo mamooo musi być super :) Co do czułości to chyba wszystko zależy od dziecka :) Mój bratanek ma prawie 3 lata i nie znosi przytulania czy buziaków dawać czy też dostawać do dnia dzisiejszego. Fabiś natomiast jeszcze roku nie ma a już potrafi się przytulić do mojego brzucha czy cyca a jakie całuski rozdaje :) I co najważniejsze widać, ze sprawia mu to radość :) Super, że doczekałaś się czułości od swojego Skarbu :)
OdpowiedzUsuńNo to cieszę się, że mnie ten cieplejszy nieco osobnik się trafił;-P
UsuńOj tak! u nas pierwsze MA-MA padło ok. 5 rano, była to najmilsza pobudka na świecie. Nawet, że o tej barbarzyńskiej porze. Wiadomo, że zupełnie nieświadome, że długo potem się nie powtórzyło, ale za to jakie emocje!
OdpowiedzUsuńWitam! I dziękuję za cudny komentarz;-)
UsuńU nas jest mamo? a mama? zawsze ze znakiem zapytania. Tylko, ze tak samo wola tez na swojego tate:p
OdpowiedzUsuńU nas też zdarza się mamooo w kierunku taty...Walczę z tym jak mogę;-P
Usuńhahaha, bo ja właśnie kluski śląskie kulam i czytam i parsknęłam śmiechem, jak kluskę śląską wyobraziłam sobie w ramionach mych :))) Taki post na temat :)))
OdpowiedzUsuńHahaha, cieszę się, że Cię w dobry nastrój wprawiłam;-)
UsuńMoj synek ma tak, ze bawi sie a co chwile spontanicznie podbiega i lapie za szyje, przytula. Straszny z kolei przytulaniec z niego, czasem nie chce sie odkleic, ale szczescie, ze tuli sie tylko do Mamy i Taty, ew. czasem do innych dzieciaczkow malych ktore dobrze zna. Pozdrowienia ;-)
OdpowiedzUsuńNo to już całkiem jesteś szczęściara!Ja jeszcze tak dobrze nie mam...
UsuńRównież pozdrawiam...
Ja mam stworzenie wyjątkowo "przytulaśne". Wisi na mnie cały czas. I tylko tuli i tuli. Wychowałam żywą przytulankę :) Ale nie powiem, żebym była nieszczęśliwa z tego powodu :)
OdpowiedzUsuńSkąd Ty masz tyle fantastycznych zdjęc? Co post to jakies cudowności wyciągasz :)
Wisi na mamie jak na lemurka przystało;-P
UsuńZdjęcia to łup z wakacji. Maltretowałam męża swego przy każdej okazji;-)
To gratuluję Męzowi Twemu talentu. Mój robi zdjęcia koszmarne... A może to poprostu ja zawsze źle wychodzę...
UsuńMój jest bardzo przytulaśny, z rąk by nie schodził. Zarzuca łapkę na moją szyję, układa główkę i siedzi cichutko :) Najlepsze uczucie na świecie :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się choć mój tak strasznie przytulaśny nie jest. Ale gdy już mu się zachce, to korzystam jak szalona...;-)
Usuńuroczo :)
OdpowiedzUsuń;)
Usuńach...tak. to MAMO. cudowne jest. I możliwość zapytania: słucham Synku? Uwielbiam jeszcze świadome buziaki, choć niewiele ich wyproszę, ale ten jeden pewny, gdy u Krisa jest na rękach i mówię: daj mamie buziaczka na dobranoc i zawsze dostaję, rozbraja mnie totalnie!
OdpowiedzUsuńBo buziaki od synuśków są the best!A Ty będziesz miała niedługo podwójne i tego zazdroszczę Ci bardzo!
UsuńJa jeszcze czekam na te świadome czułości, ale trzeba przyznać, że ostatnio częściej zdarza mu się przyjść i przytulić - chociaż to bardziej w wygłupach, ale jednak - i takie też są rozczulające:) pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńŚciskam ciepło!
UsuńKurcze mamuśki! Sama jeszcze dzięcięcia nie mam ale uwielbiam wszelkie blogi o opowieściach z dziećmi związane, a ten blog jest tak fantastycznie pisany, że miałabym ochotę teraz zaraz starać się o dzidziusia swego.! I muszę się pokłonić przed autorką bloga bo pierwszy raz trafiłam że ktoś odpowiada na wszystkie komentarze i również dlatego tak chętnie się tu powraca;)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za tak przemiły komentarz!
UsuńI strasznie się cieszę, że udaje mi się komuś dać trochę radości;-PI że komuś to moje bazgranie się podoba.
A staram się odpisywać na komentarze, bo nie zawsze znajduję czas, aby zostawić swoje na Waszych blogach, choć bardzo nad tym ubolewam...więc chociaż tak próbuję się zrekompensować...
Ja w ogóle uwielbiam Luśki słuchać... jakoś brzmienie słów przez nią wypowiadanych jest inne, piękniejsze :D 'Mama' było pierwsze, więc zdążyłam trochę przywyknąć ale dalej mi topi serce :P
OdpowiedzUsuńTak! Ten dziecięcy głosik jest nie do podrobienia. Kocham ten dźwięk jak nic innego w świecie!
Usuń