środa, 4 kwietnia 2012

Feralny prezent urodzinowy

Nie miała baba kłopotu, kupiła mężowi weekend w spa.
No bo co tu kupić takiemu. Z niczego się nie cieszy, bo wszystko z czego mógłby się ucieszyć, kupuje sobie sam. Po dziesięciu latach głupio jest podarować ZNOWU perfum, ZNOWU zegarek, ewentualnie ZNOWU koszulę, spodnie, bluzę czy pasek.

No to wykupiłam mężu weekend w spa, a żeby nie było mu smutno, dostał NAS na ten weekend gratis;-P
Weekend był tak koszmarny, że aż miał jakiś w koszmarze tym swój urok.

W tamtą stronę nawigacja poprowadziła nas przez takie pipidówy, że Syna wytelepało śpiącego w foteliku na wszystkie strony, a zamiast godzinek małych dwóch, jechaliśmy dobre cztery.

W górach wietrzycho jak na uralu, a do tego pada z nieba wszystko co możliwe. Przebiegliśmy ekspresem do knajpy na obiad i tyle było łażenia.

Spa okazało się tyci tyciunie. Mini wersja basenu z zimną wodą, mini sauna i mini dżakuzi - ot całe spa (&welness). Nacio wyposażony w swojego pierwszego pampersa do pływania rozbeczał się od razu, kiedy go rozebraliśmy ze szlafroczka. Bał się do tego szumu dżakuzi, a kiedy czekaliśmy na Tatę siedzącego w mini tyciuniej saunie, marudził z nudów potwornie.

Pałac - swoim wystrojem iście pałacowym wpływał na mnie jak płachta na byka, bo nie cierpię starodawnego ciężkiego wystroju, antyków i tak dalej.

Na kolację wybraliśmy się do hotelowej restauracji. Obsługa miła. Kurczak na sałacie półsurowy, stek - zimny.

Na drugi dzień Nacio wstał o 6.05 i nie było mowy o drzemce rodziców, bo z każdej strony wielgachnego, wysokiego łoża  mógł spaść.

Stwierdziliśmy, że pakujemy manele i wracamy, bo napadała gruba warstwa śniegu, a my na narty jakoś się nie nastawialiśmy...

Kiedy zapakowani, siedzieliśmy już w samochodzie, gotowi ruszać - wyszło słońce. Ale to słońce tak cudownie piękne, że cały świat się nagle zmienił. No i odechciało się wracać. Stwierdziliśmy, że musimy choć troszkę skorzystać. Musimy! Więc ruszyliśmy na przejażdżkę do Szklarskiej Poręby. Na letnich oponach. . . A na drodze, właściwie jednopasmowej dróżce,  zrobiła się warstwa lodu. . .
Tego nie przewidzieliśmy. Tych mega ostrych zakrętów górskich tez jakoś nie. Podobnie, jak tego, że właściwie zaczęło w pewnym momencie ściągać nas do. . . Hmmm, jak to się w górach nazywa? - wąwóz? przepaść?

Jak zwał, tak zwał, nigdy w życiu się tak nie bałam. Nigdy! W końcu zabrałam z samochodu śpiącego Nacia, opatuliłam w koc i poszłam niosąc go i modląc się, w intencji męża mego, piechotą. Żeby nie ryzykować. W tym czasie mąż mój - najodważniejszy człowiek na świecie usiłował pokonać ową serpentynę i zachować się przy życiu.

Udało się. Na koniec, zrobiliśmy sobie dwudziestominutowy spacerek z sesją zdjęciową z gór - co by mieć choćby jakąś pamiątkę. Kupiliśmy jeszcze na górskim parkingu kilka serów i obiecaliśmy sobie, że na majowy długi weekend pojedziemy wyposażeni w łańcuchy...



Dowód na to, że Nacio nie zawsze taki słodko uśmiechnięty...
 

Moi Panowie ukochani dwaj...


Dobranoc...


Dzień dobry!


Mama czyli pchacz number one;-)





Roczna wprawa w pchaniu działa cuda;-)

15 komentarzy:

  1. o rany ale przygody nie zazdroszczę:/

    OdpowiedzUsuń
  2. heh bedzie co wspominac::)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przygody jak z książki :) Najważniejsze, że happy end na końcu, no i tak czy siak będzie co wspominać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ale mieliście weekend ;-) ale przeżycia niezapomniane :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nom, ale chyba lepszy taki, niż nudno przesiedziany w domu.

      Usuń
    2. jasne, że tak :-)
      sama bym się na taki wybrała ;-)

      Usuń
  5. O rany :D Szczęśliwie im dalej w czasie tym bardziej ten hardcore będzie przypominał anegdotkę... dobrze, że wróciliście cało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się cieszę moja droga.Wygląda na to, że Pan Bóg dał nam pstryczka w nos...

      Usuń
  6. Ale rozpacz! Ale łoże... :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajna wycieczka!:) Będzie co wspominać!

    OdpowiedzUsuń
  8. Każdy odpoczynek dobry jest!

    Radosnych Świąt dla Waszej rodzinki :0

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.