poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Może być i wizażysta - makijażysta...

Mój Syn przejawia pewne szokujące poniekąd predyspozycje. Cieszące jednak, bo łechcą czysto babską Matki naturę.

Ale od początku.
Mamy z Naciem takie swoje poranne rytuały. Po godzinnym drzemkowaniu (moim), kiedy to Natek skacze po łóżku, ciąga Dolara za kitę, bądź ogląda plac zabaw przez okno, wspinając się ostatnio nawet na parapet -  wstajemy. Bo jak tu nie wstać, kiedy w akcie nudziarskiej desperacji bobas zaczyna otwierać mi oko, wciskając je przy tym do środka lub ciąga za dolną wargę, puszczając ją co chwilę, aby usłyszeć oczekiwane "chlast". Cieszy się przy tym bardzo. Matka nie bardzo, więc postanawia wstać.

Zmieniamy pieluchę, zakładamy skarpeciwo na gołe girki i idziemy do kuchni. Codziennie podnosimy tę sąmą roletę. Codziennie analizujemy pogodę i temperaturę. Koniecznie na głos. Takie nasze poranne pogaduchy. Codziennie też Matka nastawia wodę na kawę i pitku dla Nacia. Szuszuniu w tym czasie namiętnie grzebie w kuchennych szafkach lub, nie mniej namiętnie, w psich miskach, zwłaszcza tej z wodą, korzystając z opóźnionego refleksu Matki. Codziennie.

Parzymy kawkę, robimy pitku, bierzemy ciacho w garść i idziemy do sypialni. Tutaj przy kawce dochodzimy do siebie.To znaczy Matka dochodzi, bo Nacio jest już dosznięty od jakichś dwóch godzin.
Potem Matka zawsze odkurza. Zawsze. Czasem też włącza pranie, wstawia zupę lub myje podłogi. Natek w tym czasie kombinuje.

Następnie jeśli Książę Natosław jest łaskaw - wcina śniadanie, dzieląc się nim skrupulatnie z Dolarkiem. Po śniadaniu, przy dobrych wiatrach Szuszu zaczyna ziewać i wtedy udaje się na spoczynek. Spoczynek czasem trwa ponad godzinę. Czasem, bo zwykle przerywa go listonosz, kurier, ewentualnie Pan Od Ulotek.

Dla jasności - dzwonek Szuszka nie budzi. Budzi go wycie psie na dwa głosy. Obronne wycie.
A Matkę wówczas trafia szlag. Jasny. Średnio co drugi dzień.

Wtedy wstajemy. Ubieramy się. Jemy drugie śniadanko (jak Pan Bóg da-apetyt-nie śniadanko), no i Matka siada do malowania. Się. Nacio też siada. Do grzebania. W maminym koszyku z kosmetykami. Nienormalna ta Matka jakaś?
Kurcze, może i tak, ale błysk w oku Syna mego i to skupienie na twarzy, kiedy usiłuje otworzyć pudełeczko cieni do powiek są tak rozbrajające, że nie mogę się oprzeć. No i może po latach Synu mój będzie miał małe pretensje, dlaczegóż nawypisywałam o nim tutaj takie rzeczy, no ale muszę to powiedzieć:
Natanek uwielbia kosmetyki! Totalnie! Zachwyca się nimi, jak niczym innym. Sapie przy tym. Skrobie z zapałem w małe pudełeczka, aż ślina zaczyna kapać z otwartego pysia. Cmoka kredki do powiek. Podziwia je codziennie, odkrywając na nowo.
I może i ma oczy po tatusiu. I usta. I bródkę z dziurką. I poliki też...
Ale jedno jest pewne - miłość do kosmetyków na bank odziedziczył po mnie!



15 komentarzy:

  1. haha piękny opis ! i cudny mały wizażysta !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, że po wyrazie twarzy od razu widać, że specjalista?;-)

      Usuń
  2. Odkurzasz. Codziennie. Z rana! No, wow! Po prostu mnie wmurowało w fotel z wrażenia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana odkurzam. Codziennie. Bo mam 2 psy kudłate. A nie znoszę widoku kudłów na ciachu synowym przeciąganym przezeń po podłodze.
      Jeszcze niedawno to też była dla mnie abstrakcja.

      Teraz jakoś w krew weszło. Jakoś...;-)

      Usuń
  3. :) to odkurzanie to i na mnie zrobiło wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jenyyy jakie buziaki słodkie, rewelacja! :D
    (wielu wielkich stylistów to faceci :D)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te buziaki to nasza mina firmowa - a la krasnal ogrodowy.

      Usuń
  5. Jakiż on śliczny jest :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. i ja zrobiłam wielkie oczy przy fragmencie z odkurzaniem. Dzielna jesteś nie ma co. A jak tu nie kochać kosmetyków jak one takie kolorowe, pachnące, cudne po prostu. Chłopak zna się na rzeczy. A co ma w śrubkach tatowych grzebać? jeszcze sobie krzywdę zrobi, a tak i oko nacieszy i może zawód wybierze... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No kurcze muszę i koniec. Dzisiaj nawet zmierzyłam ile czasu zajmuje mi objechanie całego naszego mieszkanka - 4 minuty!Tyle dla syncia chyba zrobić mogę;-P
      A kosmetyki cuuudne, oj cuuuudne zwłaszcza maminy zielony pojedynczy cień super jakości na specjalne okazje. Świetnie się w nim skrobie...;-P

      Usuń
  7. Ja też zawsze leżakuje, a mały na łóżku przez okno wygląda:)I też uwielbia kosmetyki:) Siadamy razem na dywanie, mój syn bierze zamknięty tusz i "próbuje" mnie malować:)

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.