A my wyprowadzeni. Z domu naszego. Ukochanego.
Remontujemy w końcu, a że to kuchnia, to nijak nie było można przepękać "w"...
Strasznie dużo się dzieje. Młyn totalny z nieogarem połączony. Chyba nie lubię...
I mimo, że siostra moja ze szwagrem przekochanym pod dach nas przyjęli, bezdomność budzi lęk jakiś nieokiełznany...
Ale teraz chciałam jeszcze o czymś innym.
Otóż poznałam kiedyś sąsiada siostry mojej, którego nie poznać się po prostu nie dało.
Dziewięćdziesięcio kilku letni przemiły Pan. Kilka razy dziennie spacerował ze swoim olbrzymim psem pasterskim - owczarkiem podhalańskim. On powolutku i pies powolutku.
Potem pies szedł już wolniej od swego pana...
Z czasem Pana widywałam spacerującego już samotnie. Tak, jak poprzednio, w kierunku lasu ale w pojedynkę...
Kilka razy zagadałam, bo wszyscy zagadywali. Zupełnie, jakby Dzidziuś znał pół osiedla... No nie można było w milczeniu przejść obok.
Dziadziuś opowiedział mi pewnego dnia, jak to poznał swoją żonę.
"Żoneczka moja, to taka dziewczynka moja kochana byla, a sliczna..." - mówił o niej, zaciągając po lwowsku. Potem powiedział, że to już rok, jak zmarła... Oczy miał wtedy szkliste...
A ja dopiero poskładałam fakty - pies zdechł z tęsknoty, niedaleko po śmierci swej pani... A Dziadziuś wychodził na samotne spacery, żeby choć przez trochę być wśród ludzi.
Dziadziuś ten jest jednym z niewielu ludzi o tak czystym i gołębim sercu. To, w jaki sposób opowiadał o swojej żonie, dzieciach, życiu, w jaki sposób zwracał się do mojego Natanka, tego nie da się opisać. Przeurocza, przekochana osoba...
Dzisiaj wybraliśmy się popołudniu z moim synciem na spacer. Długi. Żeby choć przez chwilę złapać trochę normalności, równowagi. Gdy wracaliśmy, był już zmrok. Przechodziłam pod oknami Dziadziusia. W kuchni zapalone światło. Widać skrawek siwiutkiej głowy. Dziadziuś pewnie jadł kolację. Sam...
Ścisnęło mnie. Odwróciłam wzrok. Złapałam oddech i spojrzałam jeszcze raz. W środku bardzo zabolało...
A przez głowę przemknęła myśl.
Że ja jest w samym środku swego życia. Może i w młynie, ale jakim cudownym. W młynie prowadzącym do cudownej zmiany. Codziennie doświadczam pełni szczęścia. Szczęścia, które dzielę z moim ukochanym i z moim cudownym synkiem. Razem cieszymy się życiem i czerpiemy z niego pełnymi garściami. Może i bezdomnie przez chwilę, ale jacy RAZEM.
A Dziadziuś...Dziadziuś ma już to wszystko za sobą. Nosi w swoim sercu wszystkie ciepłe wspomnienia. Swoją żonę...Swojego psa... Na pewno strasznie tęskni. Zwłaszcza w takie wieczory, jak ten, kiedy w pustym domu, powoli, w samotności je kolację...
aż mi się zaszkliły oczęta...
OdpowiedzUsuńMnie też;-(
UsuńOd rana takie sciski serca serwujesz...:*
OdpowiedzUsuń...Wiem, wiem, smutas ze mnie, ale co ja poradzę;-*
UsuńU Ciebie to zawsze takie trudne historie, że coś w gardle staje... Ale warto się nad takimi tematami pochylić i skłonić do chwili refleksji. Dzięki Ci za to!
OdpowiedzUsuńNo nie tak zawsze...Ale rzeczywiście zdarza się. Jak to w życiu. Ściskam ciepło!
Usuńa mi lezki polecialy. Tacy ludzie sa bardzo inspirujacy, sprawiaja, ze zatrzymujemy sie na chwile i dostrzegamy jak wiele mamy. Ja tez ostatnio sie ocknelam, ze trzeba czerpac z zycia na maxa, zyc chwila, tym co teraz bo to bardzo szybko przemija. Czas galopuje szalenie.
OdpowiedzUsuńPrzy remoncie lepiej nie byc, zwlaszcza z malym smykiem ktory wszedzie wejdzie, za wszystko zlapie. Chociaz wiadomo, najlepiej kazdy czuje sie u siebie w domu. :-) Ja z syniem juz 2 tyg na wygnaniu przez remont wlasnie i dzis mocno tesknie za domkiem, Wam zycze szybkiego powrotu. Pozdrawiam serdecznie
Czyli my tak samo...Tylko, że u nas to dopiero trzy dni...Ja również pozdrawiam cieplutko!
UsuńTy to wiesz jak łzy z oczu wycisnąc...
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc to ja się zawsze bałam takiej samotności na starośc...
Oj, ja też boję się tego okrutnie. Pocieszam się tylko, że to nie następuje nagle. Może można dzięki temu lekko chociaż się oswoić...
Usuńu mnie też łza w oku.
OdpowiedzUsuńKiedyś na spacerze zaczepiła mnie starsza pani.Bardzo elegancka,przemiła.Jakoś tak wyszło,że szła ze mną i córą kawałek.Zaczęła opowiadać o sobie,mężu,dzieciach..o swoim życiu po porstu.Szła do kościoła.Ale tak się rozgadałyśmy ,że odprowadziła nas pod dom idąc z moim dzieckiem za ręke :)
Jak odchodziła to cały czas za nią patrzyłam aż zniknęła mi z pola widzenia.Wywarła na mnie takie wrażenie.Jak już weszłam do klatki to się poryczałam.Z tego ,że ona taka samotna,mimo,że ma dzieci bo męża już nie.No rozczuliła mnie maksymalnie.
Oooooo, widzisz, mamy podobne doświadczenia. I odczucia. I wrażliwość...
Usuńlubię wpadać do Ciebie i poczytać co słychać. a dzisiaj wzruszyłaś mnie na maksa tą historią... musiałam o tym napisać....
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Dziękuję Ci za ten komentarz;-*Ściskam cieplutko!
UsuńDziekuje Ci za ten post:)Wzruszajacy, ale z drugiej bardzo motywujacy!Podoba mi sie zdanie:"A przez głowę przemknęła myśl.
OdpowiedzUsuńŻe ja jest w samym środku swego życia. Może i w młynie, ale jakim cudownym."...
Dalo mi do myslenia: Cieszyc sie chwila, tym ze jestesmy zdrowi, miec wspolne plany, marzenia, cele i dazyc do ich realizacji nie zapominajac przy tym ze mamy siebie(tzn. ze mam moich dwoch kochanych chlopakow a oni mnie;))A TO PRZECIEZ NAJWAZNIEJSZE!A to juz tak wiele...Pozdrawiam i sciskam cieplo:)ps. a nowa kuchnia sie nam pochwalisz na zdjeciu?mam nadzieje ze tak;)
To ja Ci dziękuję za piękny komentarz...Ściskam cieplutko!
UsuńTy jak coś napiszesz....
OdpowiedzUsuń;-*
Usuńi ja mam łzy w oczach .... takie sytuacje pokazują nam co w życiu tak naprawdę się liczy ....
OdpowiedzUsuńOj tak. Ja uważam, że to są właśnie znaki od Boga...
UsuńTeż mam takie myśli, że fajnie być na początku drogi...
OdpowiedzUsuńCudownie na tym początku! Dlatego boję się strasznie końca...Całusek.
Usuń:(
OdpowiedzUsuńCałusek.
UsuńNo i się popłakałam...
OdpowiedzUsuńale mi smutno jak to przeczytałam....
OdpowiedzUsuńwrecz zobaczyłam ten skrawek siwej głowy pochylonej w zapalonej kuchni nad samotna kolacja... wrecz poczułam jego samotnosc i jak to jes bez ukochanej osioby i nie miec do kogo sie odezwać.....;(
Oj Ty 'paskudna' wyciskaczko łez. Ryczę jak bóbr :(
OdpowiedzUsuń