Jestem mamą z grupy " tych doświadczonych".
I bynajmniej nie chodzi tutaj, o doświadczone czyli mądre.
Doświadczone czyli doświadczyły wszelkich "uciech" macierzyństwa.
Kto "mnie czyta" od początku - ten wie.
Tym, którzy od niedawna dopiero, nakreślę, że wiem doskonale co znaczy, nie móc usiąść na pupie przez trzy tygodnie po porodzie. Wiem, co to sławne "nieprzespane noce" i pułapka pt. "Padasz na twarz ze zmęczenia, ale nie możesz iść spać, bo wyjec wyje". Nawet o czwartej nad ranem.
Wiem także, co znaczy nie móc przestać kołysać wózka na spacerze, bo inaczej rozlegnie się zeń niepożądany, upiorny dźwięk. Trzeba zatem chodzić do upadłego. Nie ma litości.
Wiem co to ząbkowanie, co już przez rok cały się wlecze...
Co to noszenie na rękach do kresy wytrzymałości, żeby tylko dziecię znów nie płakało.
Co to nie móc umyć rano zębów, ani się ubrać nawet, bo maluszka nie idzie na moment odłożyć...
I nie, wcale nie nauczyliśmy dziecka noszenia!!!Nosiliśmy, tuliliśmy, kołysaliśmy, bo nie dało się inaczej!Bo kolki upiorne były od pierwszej nocy w szpitalu!
Mimo tego wszystkiego NIGDY nie żałowałam, że jestem mamą. NIGDY. A nawet cień myśli takiej nigdy się u mnie nie pojawił. Bo przecież właśnie odkąd dałam życie mojemu synkowi, zaczęłam żyć naprawdę. Uwielbiam go nad życie i ubóstwiam totalnie. Jak nikogo innego na świecie.
Jednak.
Jednak bywały momenty, kiedy GO nie lubiłam. Czasami nawet bardzo.
Bywały momenty, kiedy uciekałam od Niego. Choćby na dwie godzinki. Żeby wziąć oddech, żeby od Niego odpocząć, żeby pobyć "bez".
Bywały momenty, kiedy stojąc w oknie, odliczałam minuty do powrotu męża. Kiedy marzyłam, żeby ktokolwiek przyszedł, tylko żebym nie była już z tym moim wyjcem;-) sama...
Zawsze potem dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Że jestem słaba, że się nie spełniam, że prawdziwa kochająca matka nie powinna tak się zachowywać...
Aż trafiłam na "swoją".
Dostałam w prezencie książkę autorstwa amerykańskiej blogerki Jill Smokler pod tytułem "Wyznania upiornej mamuśki" (patrz TU).
Odkąd mój krasnal pojawił się na świecie raczej niewiele udało mi się przeczytać.
Tę książkę pochłonęłam w całości. A raczej pochłaniałam ogromnymi, pysznymi kęsami, niczym ukochany serniczek z kawusią. Pyyyyyychotka!
W końcu druga taka "kulawa w mamowaniu" jak ja! Tylko, że jeszcze do tego odważna, bo pisze o wszystkim bez strachu "jak to będzie wyglądało".
Oj wierzcie mi, nieraz podczas lektury miałam ochotę krzyknąć - O tak!Tak! Ja też tak właśnie miałam! Jak to cudownie, że nie tylko ja jestem taka złaaaaaaaa!
A do tego ten humor! Zawsze uwielbiałam towarzystwo mojej przyjaciółki najbardziej ze względu, na jej optymizm i poczucie humoru. Bo zawsze w ciężkich chwilach ciągnęła mnie do góry. Od tej pory moja przyjaciółka ma jednak jedną konkurentkę - Jill. Bo dzięki niej momentami boki zrywałam. A momentów tych było mnóstwo. Zwłaszcza, że pisze tak śmiesznie o tym, co obecnie mi najbliższe - macierzyństwie.
Żałuję tylko jednego. Mianowicie, że nie dostałam tej książki WTEDY.
Kiedy było najciężej...
PS.
Poniżej jeden z całego mnóstwa zabawnych cytatów, które sobie pozaznaczałam w trakcie czytania. Nie mogłam się zdecydować, więc stwierdziłam, że co jakiś czas będę Wam wrzucać kilka na poprawę humorku;-P
"Jeżeli nie jesteś wybrykiem natury, z którego nadprogramowe kilogramy odparowują w cudowny sposób, nadejdzie taki moment, już po urodzeniu dziecka, że zerkniesz w lustro i nie poznasz swojego odbicia. Pamiętam, gapiłam się na siebie prawie godzinę z mieszaniną odrazy, fascynacji i podziwu. A potem odwróciłam się bokiem i zawyłam. Brzuch można było zrozumieć, w końcu mieszkało w nim dziecko, jasne, musi wyglądać jak opona, z której zeszła część powietrza. Ale taka dupa???Na to nie było wytłumaczenia." ;-P
Polecam!!!Zapraszam!!!Ręczę głową!!!
Jak ja lubię Twoje posty :) Powinnaś pisac codziennie!
OdpowiedzUsuńJak ja lubię Twoje komentarze;-*
Usuń?! ale przecież podstawową potrzebą dziecka jest bliskość matki w tym okresie. Mamy w genach zapisane że powinniśmy być noszeni i karmieni piersią. Wymóg ewolucyjny.
OdpowiedzUsuńPodobno...Choć w otoczeniu ciągle pokutuje myślenie, że to "rozpuszczanie dzieciaka"...Przykre...
UsuńKochana! Też tak miałam...hm... mam czasami do tej pory.Mimo,że Mel ma 2,5 roku to sytuacje kryzysowe u niej i u mnie bywają dość często.I wtedy zdarza mi się wyć z bezsilności.Oczywiście wszystko mija,jest cudownie itd.Ale są te właśnie ALE...
OdpowiedzUsuńCzytać lubie,świeżo upieczona nie jestem ale książke myślę ,że zakupię.Przyda się może w przyszłości :)
Zatem bardzo polecam Ci tę książkę, bo tam nie tylko o niemowlakach. Autorka ma trójkę dzieci...;-P I wierz mi, że ponad połowa książki jest o 2-3latkach;-)
Usuńhaha dawaj jeszcze jakies cytaty ;) każda z nas chyba tak ma, każda potrzebuje chwili „bez” i wcale nie trzeba z tym czuć się źle
OdpowiedzUsuńBędą cytaty!Będą! Tylko ostatnio trochę się jakby z niczym nie wyrabiam.Ale starać się będę bardzo!
UsuńO tak!!! Podpisuję się pod powyższym komentem:) i też chcę przeczytać tę książkę! Już, teraz, natychmiast!!!
OdpowiedzUsuń;-* Kupuj kochana książkę i czytaj jak najszybciej! Jeśli czujemy podobne klimaty, to będziesz zachwycona...
UsuńPolecam!!!
OdpowiedzUsuńPs. no to jesteśmy już 3 ( tyle razy zastanawialam sie czy sama mam wyskoczyć przez okno czy tobołek) teraz w kompakcie z córką wyją na zmianę a ja nauczyłam się wyłączać, i coraz częściej umiem nawet skupić myśli :))))
Ja też również stale pracuję nad tym "wyłączaniem", ale totalnie jest to dla mnie nie wykonalne...Robię zatem wszystko, żeby Synu po prostu nie wył;-P
UsuńPozdrawiam!
A ja myślę, że nie ma takiej Mamy, której by takie sprzeczne uczucie do własnego Dziecka czasami nie uderzyły. Nie wszystkie się przyznają, a jestem pewna, że każda chociaż raz w całym swoim dorobku macierzyńskim miała ochotę wiać jak najdalej-chociaż na chwilę-od Dziecięcia swego;)
OdpowiedzUsuńps. I tak, tak, zgadzam się z Mamą Lemurka-pisz codziennie:))
A Ty kochana, to jak zwykle "taka moja" jesteś. I nie ukrywam, że komentarze Twoje zawsze bardzo bliskie mi są;-*
UsuńJa także uwielbiam Twoje posty! Może sama powinnaś książkę napisać bo Twoją powieść ja pochłonęłabym od razu:) z kolei jeśli o książki w tej tematyce mowa polecam pozycje : Rebecca Eckler "wpadka" i "padam na twarz" Ona również pisze o macierzyństwie bez owijania w bawełnę :)
OdpowiedzUsuńOjejeje! Dziękuję za ten miód na moje serce. Zostać pisarką chciałam zawsze bardzo...
UsuńA za lekturowe podpowiedzi baaaaaardzo dziękuję;-)
Chętnie bym się zapoznała z tą książką - myślę, ze i mi przypadła by do gustu :)
OdpowiedzUsuńNa 200 procent! Pozdrawiam ciepło!
Usuńksiążka jest boska!!! Też ją połknęłam...i wuirz mi sama nie jesteś:)
OdpowiedzUsuńHahahaha! No to fajowo;-P
Usuńhaha, uśmiałam się z tego cytatu...i chyba muszę nabyć tą książkę.
OdpowiedzUsuńKoniecznie!!!Wkrótce wkleję kolejne cytaty, to będziesz miała okazję się upewnić;-P
UsuńTo ja też jestem z tych doświadczonych:) A książkę chyba zakupię bo fragment jest super!
OdpowiedzUsuńJa tez jestem za tym bys napisala ksiazke!Na pewno bym ja przeczytala z zapartym tchem:)W ogole ten blog powinnien byc Twoim sposobem na zycie, bo swietnie i madrze piszesz. Juz jakis czas temu myslalam nad tym jakby Cie tu zareklamowac...;)
OdpowiedzUsuńJejuniu! Baaaardzo dziękuję za te przemiłe słowa!!!Strasznie to miłe. I budujące wielce;-)Całusek;-*
UsuńALe piękny ten Twój synek :-)) A mucha dodaje mu szyku zdecydowanie :-))
OdpowiedzUsuńBardzo mam podobnie, bardzo. Nie po raz pierwszy :)
OdpowiedzUsuń