wtorek, 2 października 2012

Niezawodny podróżnik w górach jesienią

Podczas jednej z naszych wcześniejszych wycieczek, rozmawialiśmy sobie  z moim mężem, że fajnie byłoby, gdyby nasz Synu wyrósł na chłopca "obytego w świecie".
Sami za bardzo "obyci z dzieciństwa" nie jesteśmy, ale coraz odważniej zaczęliśmy we trojkę braki swe, przynajmniej na ziemi ojczystej, nadrabiać.

W moim wyobrażeniu "obyty w świecie" to chłopak odważny, znający różne "tereny", wiedzący co to namiot, schronisko, hotel, mogący na wyjeździe z dziewczyną, czy kumplami poopowiadać, że "tutaj już kiedyś z rodzicami był...", "a tutaj to było kiedyś tak i tak" i tak dalej i tak dalej.

Ku mojej radości nieskrywanej jak do tej pory, to wszystko chyba zmierza ku dobremu...
Dopiero po jednym z komentarzy do ostatniego wpisu, uzmysłowiłam sobie, że rzeczywiście w ciągu półtorej roku życia naszego Nataszka, przeżyliśmy właśnie nasz piąty w jego towarzystwie wyjazd...

Piąty - i pierwszy na takim luzie. Bez spinki przygotowawczej. Bez awantury w dniu wyjazdu. Bez niemowlęcego wycia ;-P
Było super! Nacio - totalnie niezawodny.
Z podróżą nie było żadnego problemu.
Z zasypianiem w nie swoim łóżku - też.
Całe dwa dni na szlaku bez ani jednego buzi skrzywienia czy łezki.
Śmiem twierdzić, że nasz Synu to urodzony turysta.
Nie robi mu najmniejszej różnicy w czym i to go  góry niesie. W nosidle turystycznym potrafi godzinami zwisając obserwować "trasę".
U mamy "na barana", z zachwytem wtula buzię w mamine włosy, i bezkarnie tarmosi ją za uszy ;-P
Pielucha zmieniana "na stojaka" w schronisku też jest okej. Nawet kupkę,  ehghm ;-) , zaliczyliśmy.
Tylko co do jedzenia na szlaku preferencje się synowe nieco zmieniły. Otóż pomidorową jemy już z pomidorową, a nie tylko z samymi kluskami ;-)












 PS. A kiedy chwaliłam się przez telefon mojemu dziadziusiowi - wytrawnemu wędrownikowi, że po skałkach wspięliśmy się na Zamek Chojnik, dziadzio ze zdziwieniem zapytał: - Aaaa, no to fajnie. A gdzie był wtedy Natanek?!".
- Jak to gdzie? Z nami, na naszych plecach był... ;-)


7 komentarzy:

  1. Też mi się marzy taka obyta ze światem córka, ja z moimi rodzicami jeździłam dopiero mają kilka lat, ale doskonale pamiętam wycieczki i wczasy... Razem z braćmi wspominamy to z sentymentem, żadne z naszych znajomych tak nie podróżowało :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale fajnie:) My też musimy się ruszyć w góry w tym roku jeszcze, oczywiście nie na ekstremalny wypoczynek bo musieliby mnie autem holować pod górę hihihi, ale marze o jakimś weekendzie w górach...mam nadzieję, że się uda:) Fantastyczne zdjęcia:D Pozdrawiam Was serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. piękne foty. Nacio rośnie jak na drożdżach. Aż miło patrzeć... i życzyć wielu jeszcze tak udanych podróżny :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastycznie!
    Widzę, że męża chyba wymieniłaś? :)
    Stasiek ciągle nie chce na barana niestety a to jak sama wiesz czasem ułatwiłoby sporo :)
    No i gratulacje z pomidorową, u nas pomidory to wróg. Ale pracujemy nad tematem.
    Mi się marzy jakaś podróż i w sumie niebawem Turcja więc dam znać, jak było :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super, że możecie dalej robić to co kochacie i pokazywać frajdę podróżowania synkowi :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bo te podróże, to wcale nie takie straszne jak się wydają:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Zuch z tego Twojego syna, nie ma co!A jaki juz duzy!:-)I jak tak dalej pojdzie to przewodnikiem a nie klucznikiem zostanie!Super zdjecia do rodzinnego albumu- na pamiatke. Zeby synu wiedzial ze byl, ze widzial...:-)

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.